Podlaskie AGRO

Tymczasem... obora


Wiata garażu 10x35x4,6 m z wjazdem od ściany podłużnej - widok wiaty w realizacji

Nowoczesne systemy hal dla rolnictwa - cz. 2

O lekkich halach stalowych z kratowymi ryglami i słupami, wykonanych z rur kwadratowych, montowanych przez 3-4 osoby bez użycia sprzętu ciężkiego pisaliśmy w poprzednim wydaniu „Podlaskiego AGRO”. Autor tego artykułu z różnymi zespołami opracował kilka systemów hal dla rolnictwa. Te, opisane poniżej, to hale nie wymagające pozwolenia na budowę.

 

Obiekty takie budowane są na zgłoszenie jako tymczasowe, gdyż nie są trwale związane z gruntem, a jedynie przykręcone do stalowej podwaliny mocowanej do płyt drogowych ułożonych na uprzednio wykonanej poduszce piaskowej.

 

Poniżej zaprezentowano hale do hodowli drobiu (Rys. 1a i 1b). Płatwie dachowe wykonane z profili C giętych na zimno, dostosowano tu do podwieszenia podajników wody i karmy. Obudowa dachu została wykonana z płyt warstwowych styropianowych o grubości 15 cm, a ścian - 10 cm. Wentylatory umieszczono w polach między płatwiami kalenicowymi i przedkalenicowymi. W ścianie szczytowej zamocowano podkonstrukcje bram i wentylatorów.

 

Kolejne rysunki - 2 i 3 - pokazują wiaty i hale na postój maszyn i urządzeń (kombajny, linie paszowe itd.). Ramy z kształtowników dwuteowych rozstawione w nich zostały co 5m. Płatwie dachowe wykonano z profili Z, a rygle ścienne z profili C giętych na zimno, ocynkowanych. Obudowę ścian tworzy blacha trapezowa TR18x0,5 mm, a dachu Eurofala lub TR50x0,7mm. Wjazd pod dach wiaty przewidziano od jednej ściany podłużnej pozostawiając otwarte pięć pól z siedmiu, gdzie tylko skrajne pola tej ściany będą obudowane. Wjazdy mają szerokość ok. 4,9 m i wysokość 4,5m.

 

Płatwie dachowe hali garażu, pokazanej na rysunku 3, wykonano z profili Z, a rygle ścienne z giętych na zimno C. Obudowę ścian stanowią płyty warstwowe o grubości 10 cm, a dachu - 15 cm. Alternatywnie obudowa ścian może być wykonana z blach trapezowych TR 18/0,5 mm, a dachu z TR 50/0,6 mm. W jednej ścianie szczytowej hali przewidziano dwie bramy dwuskrzydłowe, otwierane 4,0x4,5m (wysokość).

dr hab. inż. Jerzy K. Szlendak, Katedra Konstrukcji Budowlanych Wydziału Budownictwa i Inżynierii Środowiska Politechniki Białostockiej, Instytut Budownictwa PWSZ Suwałki

 

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Miej oczy dookoła głowy


W starciu z buhajem człowiek ma małe szanse. Dla obu kończy się tragicznie: człowiekowi śmiercią lub ciężkimi urazami, bykowi przedwczesną wizytą w ubojni

Ciągły kontakt ze zwierzętami, obsługa różnych maszyn - to sprawia, że praca przy produkcji mleka należy do najbardziej niebezpiecznych


Ponad jedna trzecia wypadków wśród rolników indywidualnych w woj. podlaskim ma miejsce przy obsłudze bydła mlecznego - wynika z ubiegłorocznych statystyk Inspekcji Pracy. Jest to dziedzina produkcji, gdzie ryzyko wypadku jest bardzo wysokie, ponieważ rolnik obsługuje wiele rodzajów maszyn i urządzeń oraz ma ciągły kontakt z dużymi zwierzętami.

Najcięższe w skutkach są wypadki, związane z przygotowaniem pasz objętościowych. Oto przykład:

W czasie pięknej letniej pogody rolnik belował skoszoną dzień wcześniej zielonkę. Prace prowadził przy użyciu ciągnika o mocy 90KM i prasy rolującej. Trawa obrodziła, jej wałki były grube, co sprawiało, że co jakiś czas maszyna zapychała się i konieczna była interwencja obsługującego. Rolnik wyskakiwał z kabiny ciągnika, wyszarpywał rękami nadmiar zielonki z podbieraka, a kiedy maszyna ruszała, kontynuował pracę. Przy kolejnym zapchaniu znowu nie wyłączył silnika w ciągniku, wyskoczył z kabiny, podszedł do prasy i zaczął szarpać zielonkę. Jednak tym razem trawy było tak dużo, że rolnik się zdenerwował i włożył ręce daleko w głąb gardzieli. W tym momencie prasa ruszyła chwytając rolnika za prawe ramię. W wyniku pracy podbieraka doszło do oderwania ramienia poszkodowanego i ran szarpanych klatki piersiowej. Rolnik został przewieziony do szpitala, gdzie lekarze oczyścili kikut ramienia i pozszywali rany na klatce piersiowej. Poszkodowany musiał zrezygnować z pracy w gospodarstwie i przejść na rentę inwalidzką w wieku 32 lat. Gospodarstwo mające prawie 100ha i liczące 80 krów dojnych zostało bez gospodarza.

Przyczyn tego wypadku jest kilka:

usuwanie zapchania przy włączonym napędzie prasy,

lekceważenie zagrożeń,

pośpiech.

Aby unikać podobnych nieszczęść należy bezwzględnie wyłączać napęd maszyny i silnik ciągnika. Dobrze jest wyrobić w sobie nawyk wyłączania silnika w ciągniku, przed każdym wysiadaniem z niego. To może uratować Państwa życie i zdrowie.

Często przyczyną wypadków przy obsłudze maszyn rolniczych jest ubranie, które nie spełnia standardów bezpieczeństwa. W październiku zeszłego roku doszło do wypadku, w którym to właśnie niewłaściwe ubranie było główną przyczyną nieszczęścia.

32-letni rolnik postanowił w tym dniu wymieszać zawartość zamkniętego zbiornika z gnojowicą. Wstawił mieszadło w otwór technologiczny, podłączył je do ciągnika za pomocą wałka napędowego wyposażonego w osłonę i włączył ciągnik. Przechodząc obok pracującego urządzenia troczek, wystający z kurtki został pochwycony przez obracający się krzyżak wału. Rolnik w ułamku sekundy został rozebrany do „rosołu”, a przy okazji ściągane ubranie zerwało z niego ponad 60% skóry z tułowia. Leczenie tego typu obrażeń wymagało czasu i było bolesne.

Przyczyny wypadku są oczywiste:

brak osłony tzw. kaptura nad krzyżakiem mieszadła,

luźne części ubrania, w tym wypadku troczek od kurtki, który dostał się w pracujące mechanizmy.

Zapobieganie podobnym zdarzeniom polega przede wszystkim na stosowaniu ubrania roboczego spełniającego trzy podstawowe warunki:

przyleganie do ciała,

barku luźnych części typu troczki, ściągacze, kaptury itp.,

ma być pozapinane, zarówno rękawy jak i poły. Najlepszym rozwiązaniem jest kombinezon roboczy jedno- lub dwuczęściowy (spodnie typu ogrodniczki i kurtka do pasa) dobrany rozmiarem do użytkownika. Do tego kryte buty robocze sięgające kostki stawu skokowego i mające nieślizgający się bieżnik. Taki strój zapewnia bezpieczną pracę w każdych warunkach. Należy także pamiętać, że gdy zrobi się za ciepło, to kurtkę zdejmujemy lub zmieniamy na lżejszą, a nie chodzimy z rozpiętymi połami.

Kolejną grupą zdarzeń, jakim ulegają rolnicy, są wypadki przy bezpośredniej obsłudze zwierząt. Szczególnie niebezpieczne są buhaje w wieku powyżej roku tak często chowane jako dodatkowe źródło dochodu w gospodarstwach mleczarskich.

19-latek przeganiał buhaja o wadze ok. 800 kg z jednego kojca obory do drugiego. Nagle bez wyraźnej przyczyny zwierzę zaatakowało obsługującego. Ten odwrócił się plecami chcąc uciec z budynku, ale byk był szybszy i wziął poszkodowanego na rogi zadając rany szarpane pośladków i ud. Poszkodowany trafił do szpitala w stanie ciężkim, miał rozerwany odbyt i okrężnicę.

Najlepszym sposobem przeciwdziałania podobnym zdarzeniom jest zaprzestanie chowu buhajków, a utrzymywanie wolców. Jednak część rolników chce chować buhajki, więc rozwiązaniem w takim przypadku jest zakładanie kółek nosowych w jak najmłodszym wieku i stosowaniu do przeprowadzania zwierząt laski zootechnicznej (drąg długości od 140-160 cm z ruchomym haczykiem na jednym końcu służącym do prowadzania buhajków za kółko nosowe). Należy również wiedzieć, że obsługę tych zwierząt mogą wykonywać tylko sprawni fizycznie mężczyźni. Kobiety i dzieci nie mogą obsługiwać stojących luzem buhajków. Praca z tymi zwierzętami po spożyciu alkoholu może zakończyć się tragicznie dla obsługującego.

Podane trzy przykłady zakończyły się ciężkimi urazami ciała, które na zawsze lub długoterminowo wyłączyły poszkodowanych z pracy w gospodarstwie. Zrodziło to wiele kłopotów takich jak: konieczność znalezienia zastępstwa do pracy, długotrwałe i kosztowne leczenie oraz długotrwała rehabilitacja uciążliwa dla poszkodowanego i członków jego rodziny. Takie zdarzenie oprócz nieszczęścia może być katastrofą finansową dla rodziny zwłaszcza, gdy gospodarstwo jest zadłużone. W celu uniknięcia podobnych nieszczęść każdy pracujący w gospodarstwie powinien przestrzegać zasad bhp, a w szczególności:

dbać o odpowiednie obuwie i ubranie robocze,

pamiętać o wyłączaniu ciągnika i maszyn rolniczym przed przystąpieniem do usuwania awarii,

zadbać, aby użytkowane maszyny i urządzenia posiadały kompletne osłony części ruchomych.

Tak więc drodzy Czytelnicy, mamy wiosnę i start sezonu prac polowych. To jeszcze bardziej zwiększy ryzyko potencjalnych wypadków. Życzę więc Państwu zdrowia i apeluję o zachowanie zdrowego rozsądku przy pracy i unikanie pośpiechu.

tekst: Bartłomiej Królik, Okręgowy Inspektorat Pracy w Białymstoku, opr. sam

fot. OIP Białystok


Ten rolnik miał bardzo dużo szczęścia.Usuwanie awarii w prasie skończyło się tylko ranami szarpanymi

Właściwe ubranie robocze rolnika powinno przylegać do ciała, być pozbawione wystających elementów

Palący problem


Szacuje się, że corocznie polscy producenci mleka wskutek zapalenia wymienia tracą ponad 5 mln zł. To poważny problem i warto podjąć wszelkie działania, by mu zapobiec

Jak zapobiegać stanom zapalnym wymienia u krów?


Uważa się, że ok. 30-50% bydła mlecznego w Polsce ma wymię zakażone mastitis. Tylko u 2-5% takich krów notuje się postacie kliniczne, u pozostałych – zakażenia przebiegać mogą bezobjawowo, jako tzw. postacie podkliniczne. Szkody finansowe spowodowane przez schorzenia wymienia są większe niż wywołane wszystkimi innymi chorobami.

Stan zapalny wymienia krów (mastitis) może być wywołany czynnikami zakaźnymi i nie zakaźnymi. 
Do czynników nie zakaźnych można zaliczyć nieprawidłowy dój ręczny (kciukowanie, osmykiwanie). Niekiedy można doprowadzić do stanu zapalnego wymienia dojem mechanicznym przy zbyt wysokim podciśnieniu (prawidłowe podciśnienie - 0,5 atmosfery) Ten parametr pracy dojarki jest obserwowany każdorazowo przy włączeniu agregatu dojarki i jest bardzo łatwy do regulacji. Często też dochodzi do urazów mechanicznych wymienia spowodowanych brutalnym obchodzeniem się ze zwierzętami (kopnięcie w wymię itp. zachowania obsługi).
 Mastitis może też wywołać zbyt niska lub zbyt wysoka temperatura otoczenia oraz jej wahania, jak również trzymanie zwierząt w przeciągach.

Nieznośne bakterie

Najczęściej zapalenia wymion wywoływane są przez bakterie znajdujące się na skórze krowy, na ściółce i w powietrzu, na rękach dojarza, ściereczkach, odzieży ochronnej, gumach strzykowych aparatów udojowych itp. Są one przenoszone do gruczołu mlekowego po przez kanał strzykowy. 
Najczęściej mastitis wywołują gronkowce, paciorkowce, maczugowiec ropotwórczy, pałeczka ropy błękitnej, pasterelle, salmonelle, drobnoustroje beztlenowe lub chorobotwórcze grzyby. 
Objawem klinicznym zapalenia są: zmiany w mleku - kłaczenie mleka, grudki. Może pojawić się też krew (dlatego bardzo ważne używanie przeddajacza). Wymię może być obrzmiałe i bolesne.
W postaci podklinicznej nie występują wyżej wymienione objawy, a na pewno nie w formie ostrej. Jednakże można wykryć schorzenie za pomocą tzw. terenowego odczynu komórkowego (TOK). Wykrywa się w ten sposób zwiększoną obecność komórek somatycznych w mleku. 
Przyjmuje się, że do 400 tys. komórek somatycznych w 1 ml mleka jest ilością fizjologiczną, a powyżej tego poziomu - zwierzę jest chore. Jednakże wpływ na ilość pojawiających się w mleku komórek somatycznych ma również wiek krowy. Im starszy osobnik, tym więcej komórek somatycznych pojawia się w mleku. U starych krów, zdarza się znaczne przekroczenie normy, a mimo to zwierze jest zdrowe (badania mikrobiologiczne). 
Najbardziej narażonymi na infekcje są tzw. krowy „miękkie\", o nieprawidłowej budowie wymienia.

Leczenie mastitis

W każdym przypadku należy zwrócić się do lekarza weterynarii, który podejmie działania doraźne przy pomocy antybiotyków. Jedna wizyta weterynarza nie wystarczy, ponieważ właściwe leczenie może być podjęte wyłącznie na podstawie laboratoryjnych testów biologicznych. Wskażą one rodzaj bakterii i ustalą najbardziej skuteczny lek i dawkę zwalczającą patogen, który wywołał chorobę. O takie badanie laboratoryjne nie jest trudno. Wykona je odpłatnie każde laboratorium szpitalne (ok. 40-50 zł). 
Podanie antybiotyku na chybił-trafił często prowadzi do powikłań grzybiczych, bardzo trudnych do wyleczenia, jeżeli nie niemożliwych.
To jeszcze nie nie koniec leczenia. W okresie laktacji nie jest możliwe pełne wyleczenie mastitis. Leki koniecznie należy podać w okresie zasuszenia!

Zapobieganie chorobie

Profilaktykę mastitis można podzielić na dwa segmenty. Będą to, po pierwsze, działania doraźne - odnoszące się do posiadanych zwierząt
 oraz działania długofalowe - odnoszące się do pracy hodowlanej
. Pierwsza grupa działań polega na stosowaniu się do procedury pozyskiwania mleka, którą każdy producent powinien mieć wdrożoną od trzech lat w ramach systemu HACCP, jaki obowiązuje u odbiorcy mleka oraz w ramach Dobrej Praktyki Produkcyjnej, jaka powinna być wdrożona i obowiązywać w danej oborze. 
Każdy producent mleka surowego powinien posiadać i mieć wdrożone co najmniej trzy procedury dostosowane do jego warunków:


* procedurę pozyskiwania mleka
,

* procedurę skutecznego mycia i dezynfekcji sprzętu udojowego oraz służącego do transportu i przechowywania mleka,

* procedurę przechowywania mleka.


Przydałaby się jeszcze procedura postępowania z mlekiem od zwierząt chorych, ze zwierzętami chorymi i jeszcze parę innych zapewniających bezpieczeństwo żywności, z resztą zgodnie z obowiązującymi przepisami zarówno polskimi, jak i unijnymi (ustawa z 11 maja 2001r. 
O warunkach zdrowotnych żywności i żywienia)
. W zamian za to, nie wiedzieć dlaczego, wymaga się corocznej atestacji dojarki, której stan techniczny praktycznie nie ma wpływu na bezpieczeństwo żywności, zwłaszcza że przeprowadzane co najmniej dwa razy w miesiącu badania ujawnią higienę doju i mleka. Swoją drogą, ciekawe w jaki sposób atestuje się gospodynię dojącą ręcznie?

Przy nieprawidłowej budowie wymienia, strzyku i mięśnia zwieracza strzyku, które są w wysokim stopniu odziedziczalne, po doju kanał pozostaje otwarty. W wymieniu po doju panuje niewielkie podciśnienie. W związku z tym do wymienia zasysane jest zakażone powietrze i resztki zakażonego mleka.
Wielokrotne powtarzanie tego cyklu oraz namnażanie się bakterii powoduje w końcu przełamanie bariery immunologicznej zwierzęcia i dochodzi do stanu chorobowego. Stan chorobowy nie musi objawiać się taką ilością bakterii w mleku, że zostanie na podstawie tego parametru zaklasyfikowane do innej klasy niż extra. Często obserwuje się sytuacje, że TOK (tzw. Terenowy Odczyn Komórkowy) i próba mikrobiologiczna wykazywała ewidentny stan zapalny, a ogólna liczba drobnoustrojów w 1 ml mleka wynosiła 50-60 tys. Zapalenia wymion nie dają wyraźnego ilościowego wzrostu bakterii w mleku. Aczkolwiek na podstawie porównania wyników w dłuższym okresie taki wzrost można zauważyć (np. w osiem miesięcy ogólna liczba drobnoustrojów wynosiła od 10 do 25 tys. w 1 ml, mleka 
i nagle wzrosła do 50-60 tys., ale i odczyn TOK też był dodatni)
.

Dyping, co to jest?

Jedynym rozsądnym i skutecznym postępowaniem profilaktycznym przeciwko mastitis jest stosowanie tzw. dypingu – tzn. zamaczania strzyku natychmiast po doju w środku dezynfekującym przeznaczonym do tego celu. Zamaczanie strzyków już ze zwłoką 5minut nie ma sensu. W tym czasie, co miało się stać złego - już się stało. Dawniej, dobrym środkiem do dezynfekcji strzyków przed i po doju była pollena jm. Obecnie odpowiednikiem tego preparatu o podwyższonej skuteczności jest koncentrat Jod Pol. Jest to preparat oparty o związki jodu (jodofory). Służy on nie tylko do dezynfekcji i zamykania strzyków po doju, ale również do mycia i dezynfekcji wymion przed dojem. Zapobiega nie tylko zapaleniom wymion, ale również grzybicom i rozprzestrzenianiu się chorób w stadzie (zobacz www.sochland.pl). Jest to obecnie chyba najtańszy (koncentrat) i jeden z najskuteczniejszych preparatów tego typu. 
Na rynku są preparaty do dypingu strzyków oparte na pochodnych soli amoniowych. Posiadają one dobre właściwości biobójcze. Jednak u części populacji krów występują podczas ich stosowania niepożądane skutki uboczne w postaci pękania skóry strzyków w okolicy kanału strzykowego, co prowadzi do pojawiania się komórek somatycznych z tych ran w mleku.

Długofalowym postępowaniem mającym na celu, jeśli nie całkowite wyeliminowania mastitis spowodowane czynnikami zakaźnymi, to na pewno poważne ograniczenie występowania tej jednostki chorobowej, jest prawidłowa praca hodowlana. Właściwy pokrój zwierzęcia, prawidłowa budowa wymienia, a zwłaszcza strzyków oraz prawidłowa praca mięśnia zwieracza strzyku w bardzo wysokim stopniu zabezpiecza przed wnikaniem do gruczołu mlecznego patogenów.
 Krowy, od których chcemy pozyskać zwierzęta do remontu stada, powinny być kryte buhajami uznanymi. Odziedziczalność budowy wymienia sięga 50%. Jest to więc dobra wiadomość. 
W tym sensie można mówić o dziedziczeniu skłonności do zapaleń wymienia lub jego braku.

Jak wykryć złe mleko?

Mleko mastitisowe można wykryć przy pomocy wielu metod:

- Próba z płynem diagnostycznym Mastirapid, w którym obecny w płynie detergent - laurylosiarczan sodowy - reaguje z DNA leukocytów, co powoduje pojawienie się skłaczenia (przy niższej liczbie leukocytów) lub zgęstnienie i ześluzowacenie próbki (przy wysokim poziomie leukocytów). Drugi składnik płynu - purpura bromokrezolowa - zmienia swe zabarwienie w zależności od pH mleka.

- Próba Whiteside'a - w której stwierdza się, czy mleko ma podwyższoną liczbę komórek somatycznych, a jeśli tak, to w środowisku silnie zasadowym ulega ścięciu wywołanemu przez jądra leukocytów, białko leukocytów i fibrynogen.

- Pomiar metodami opornościowymi. Zmianom zapalnym towarzyszy wzrost ilości soli w mleku, co powoduje zmianę jego oporności. Zasadę tę uważa się za najpewniejszy test.

Ewidentne straty

Mastitis to wciąż jeden z najważniejszych problemów zdrowotnych i ekonomicznych w chowie krów mlecznych. Tracimy na zmniejszeniu wydajności mleka, na produkcji mleka pozaklasowego, a także na konieczności leczenia krów i na ich przedwczesnym brakowaniu. Krowa chora na mastitis, nawet w postaci subklinicznej, ma mniej „sprawny\" gruczoł mlekowy, a także gorzej pobiera pasze. Ma więc powody, aby produkować mniej mleka. Współczesna krowa mleczna, która w szczycie laktacji produkuje 40-50 kg/dobę, wyprowadza ze swojego organizmu w mleku wielu ważnych składników, od których zależy funkcjonowanie układu odpornościowego. A przecież to ten właśnie układ decyduje o efektywności zwalczania bakterii, czy grzybów, a więc mikroorganizmów powodujących mastitis. Wysoka wydajność mleka i związana z tym trudność pokryciu zapotrzebowania na składniki pokarmowe o jeden z najważniejszych czynników ryzyka zachorowalności na mastitis!

Dotkliwe mastitis

W „żywieniowej\" profilaktyce mastitis zwraca się uwagę na znaczenie takich składników pobieranych dawce pokarmowej jak witaminy E i A, ß-karoten, selen oraz cynk i ewentualnie miedź. Ich niedobory istotny sposób mogą zmniejszać możliwości krowy do zwalczania mastitis. A takie niedobory w okresie okołoporodowym są szczególnie prawdopodobne. Z drugiej jednak strony błędem jest sądzenie, że podawanie tych składników w nadmiarze spowoduje całkowite „pozbycie\" się ze stada krów chorych na mastitis. Nadmierne dodawanie składników może wręcz obniżyć funkcje obronne i spowodować problemy zdrowotne (toksyczność). To więc jak zareaguje krowa na dodatek konkretnej witaminy, czy składnika mineralnego zależy przede wszystkim od tego, ile tych składników znajduje się w dawce bez uzupełnienia.

Warto w tym miejscu nadmienić, że współczesne normy na wymienione witaminy i składniki mineralne są obecnie bardzo wysokie, co przede wszystkim wynika ze skłonności krów rasy HF do wysokiej wydajności mleka. W okresie okołoporodowym apetyt krowy pogarsza się, a zakres zmniejszenia apetytu zależy w znacznym stopniu od żywienia w okresie zasuszenia. Krowa rozpoczyna sekrecję siary do gruczołu mlekowego już kilka dni przed porodem. Z tego powodu jej zapasy np. witaminy E zmniejszają się, a słaby apetyt nie pozwala na ich odnawianie. Profilaktyka mastitis powinna polegać z jednej strony na uzupełnieniu niedoborów witaminy E, a z drugiej na takim żywieniu, które spowoduje zwiększenie pobierania paszy. Gdy żywienie pozwala na optymalne pokrycie zapotrzebowania na energię, białko, składniki mineralne i witaminy, w tym witaminę E, efekty stosowania dodatków witaminy E mogą być niewielkie.


Świadczą o tym przykłady stad, w których prawidłowe żywienie w okresie okołoporodowym, zwłaszcza energetyczne, pozwala na wysoką produkcję mleka bez większych problemów z komórkami somatycznymi. Takie podejście do profilaktyki mastitis zmusza do prawidłowego żywienia w okresie okołoporodowym. Z drugiej strony każe wątpić w istnienie „cudownego proszku\". W żywieniowym budowaniu odporności krowy w okresie okołoporodowym fundamentem jest utrzymanie dobrego apetytu, zapewniające pokrycie zapotrzebowania energetycznego!



Uwaga na pleśnie



Podstawą profilaktyki żywieniowej jest więc unikanie błędów żywieniowych, prowadzących do chorób metabolicznych (kwasicy, ketozy, przemieszczenia trawieńca, zalegania poporodowego, zatrzymania łożyska). Szczególnie groźne są stany podkliniczne ketoz, czy kwasic, bo te trudno jest diagnozować. Krowy chorujące na zaleganie poporodowe, czy ketozę mają odpowiednio 8 i 2 razy większe ryzyko mastitis niż zwierzęta zdrowe. Obecność ciał ketonowych we krwi jest groźna dla układu odpornościowego. Ale ponadto świadczy jednoznacznie o braku apetytu, a to powoduje, że pobieranie składników mineralnych i witamin jest dalekie od optymalnego.


Takie podejście do profilaktyki żywieniowej mastitis ułatwia zrozumienie przyczyn zwiększonej zapadalności na stany zapalne gruczołu mlekowego w okresie letnim. Lato jest na pewno okresem znacznego zwiększenia obecności much w oborze, co sprzyja zakażeniom środowiskowym, ale zmniejszona odporność na mastitis w tym okresie może wynikać z wpływu upałów na ograniczenie pobrania paszy, z faktu kończenia się zapasów kiszonki z kukurydzy i częstego braku dobrej energetycznej paszy objętościowej, a także z nieumiejętnego wybierania kiszonek z silosów. Zagrzewanie i pleśnienie kiszonki stwarza większe potencjalne ryzyko mastitis niż ewentualny niedobór cynku, czy witaminy E! Istotny jest tutaj również fatalny wpływ mikotoksyn, niestety tak częstych w źle sporządzonych i wybieranych kiszonkach.



Organizacja żywienia



Podstawą jakiejkolwiek racjonalności w żywieniu powinno być grupowanie krów, a zwłaszcza samo wydzielanie ze stada grupy krów w okresie przejściowym i konieczność dbania o ich kondycję. Krowa przekondycjonowana traci apetyt w większym stopniu niż przy prawidłowej kondycji, co zwykle kończy się problemami metabolicznymi. Istotne jest również staranne przygotowanie krów do laktacji polegające na takim przygotowaniu żwacza (jego błony śluzowej oraz bakterii), aby „poradził\" sobie z dużymi dawkami pasz treściwych po porodzie. Staranne żywienie mineralne powinno pomagać krowie, a nie być przyczyną zalegania poporodowego, czy zatrzymania łożyska.

W profilaktyce żywieniowej mastitis tak ważna jest umiejętna organizacja żywienia. Często zwracam na to uwagę rolnikom, którzy wybudowali nowe obory na 50-100 sztuk, w których zapomniano o elementarnych zasadach prowadzenia krów w zasuszeniu, czy wczesnej laktacji. Warto również pamiętać, by zadawanie pasz w oborach było tak zorganizowane, aby krowy po doju, np. wracające z hali udojowej, miały wystarczająco dużo świeżej apetycznej paszy na stole paszowym. Powinna ona zachęcać krowy do jedzenia przez przynajmniej godzinę, co sprawi, że krowa świeżo wydojona nie położy się, przez co niedomknięty po doju kanał strzykowy nie będzie „wrotami\" zakażenia.

To zagadnienie wymaga szczególnej uwagi w systemie 3-krotnego doju lub przy dużych liczebnie grupach technologicznych, kiedy dłuższy czas spędzony w poczekalni zmusza krowy do odpoczynku w pozycji leżącej. Warto o tym pomyśleć również wtedy, gdy pasza zadawana jest jednorazowo w ciągu doby. 

Ciągłe poszukiwania 

mastitis dokucza wielu hodowcom, którzy często zdesperowani poszukują „cudownego\" antidotum. Pragnę wyraźnie podkreślić, że takiego środka jeszcze nie wymyślono. Czas stracony na jego poszukiwanie lepiej poświęcić na generalne uporządkowanie żywienia. W poszukiwaniu „magicznego proszku” warto pamiętać, że stada z liczbą komórek somatycznych wynoszącą 500-600 tys. zareagują (o ile w ogóle?) w mniejszym stopniu na dodatki witamin czy mikroelementów, niż te w których liczba komórek wynosi 300-400 tys. Dobry premiks lub mieszanka mineralno-witaminowa nigdy nie „wyprowadzą\" ze stada mastitis, gdy średnia liczba komórek somatycznych w stadzie wynosi 600-800 tys. Pomagają za to często w zmniejszeniu tej liczby np. z 300 do 150 tys., co przekłada się przede wszystkim w zwiększeniu wydajności mleka. Hodowca zadowolony z liczby 300 tys. komórek (bo to już mleko w klasie ekstra) powinien ciągle poszukiwać sposobów na jej zmniejszenie. I tu przydaje się często dobry preparat mineralno-witaminowy.

Mówi się, że corocznie polscy producenci mleka wskutek zapalenia wymienia tracą ponad 5 mln zł. Chore krowy tracą ok. 20% swojej wydajności mlecznej. Mimo to polskie mleko uważa się za czyste jakościowo. Musimy jednak pamiętać, aby „nie spocząć na laurach” w kwestii zapewnienia odpowiednich warunków produkcji zdrowego i czystego mleka i bacznie obserwować własne stado. Zyskamy wówczas możliwość szybkiej reakcji i interwencji, by tym samym skutecznie zapobiegać tej chorobie.

prof. Zygmunt M. Kowalski
, Katedra Żywienia Zwierząt,
Uniwersytet Rolniczy w Krakowie



Mastitis – przewlekły, utajony lub ostry stan zapalny gruczołu mlekowego zwierząt, a także stosowana niekiedy w medycynie łacińska nazwa zapalenia sutka. Powoduje różnorodne zmiany jakościowe w mleku, przede wszystkim obniżające jego przydatność technologiczną. Najbardziej zdecydowane zmiany to:

* Wzrost liczby komórek somatycznych (leukocytów, erytrocytów, całych lub zniszczonych komórek nabłonka pęcherzyków, przewodów i zatok mlecznych), których ilość w 1 cmsześc. mleka normalnego nie przekracza 500 tys., a w stanie ostrego zapalenia wymienia wynosić może nawet kilkadziesiąt milionów. W mleku mastitisowym wzrasta też udział (z 20 do 80%) leukocytów w ogólnej liczbie komórek somatycznych.

* Wzrost stężenia jonów chlorkowych. Normalne mleko zawiera do 0,15% chloru. Występuje on w postaci chlorków: potasowego, sodowego i wapniowego. Sole te, głównie chlorek sodowy, stanowią wraz z laktozą o ciśnieniu osmotycznym mleka. Dlatego każdy spadek ilości laktozy (przede wszystkim wskutek zaburzeń fizjologicznych) kompensowany jest natychmiastowym wzrostem stężenia chlorków.


Gdzie trafiły złote jabłka?


Danuta Chmielewska z synem Wiesławem, przyszłym następcą

Rolnicy z podlaskiego zwycięzcami ogólnopolskiego konkursu


Danuta i Stanisław Chmielewscy z miejscowości Oszkinie z woj. podlaskiego zostali laureatami tegorocznej edycji konkursu „Rolnik - Farmer Roku”. Zwycięzcy konkursu otrzymali m.in. statuetki złotych jabłek.

Przedstawiciele naszego województwa zwyciężyli w kategorii gospodarstw rodzinnych do 50 ha. Uroczysta gala wręczania nagród w XVII edycji konkursu odbyła się 18 lutego br. w Warszawie. Kapituła wyłoniła laureatów w sześciu kategoriach.

- Nie ulega wątpliwości, że polska wieś zmierza we właściwym kierunku, o czym nas dobitnie przekonują osiągnięcia laureatów – mówił podczas gali Tomasz Nawrocki, prezes Agencji Nieruchomości Rolnych.

Dodał również, że tegoroczni zwycięzcy mają szczególne powody do dumy. Dążąc do sukcesu wykazali się nie tylko wiedzą i umiejętnościami, ale także determinacją w dążeniu do celu. Z kolei Kazimierz Plocke, sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi gratulując zwycięzcom podkreślał, iż mamy powody do dumy, gdyż polski rolnik obronił się przed zachodnią konkurencją.

- A dzięki swojej pracowitości oraz innowacyjności naszych rolników Polska jest postrzegana jako poważny gracz na europejskim rynku rolnym – dodał minister.

Zwycięzcom i wyróżnionym nagrody wręczali m.in.: Dariusz Młotkiewicz, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP, Kazimierz Plocke, sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Józef Klim, wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Tomasz Nawrocki, prezes Agencji Nieruchomości Rolnych, Sławomir Pietrzak, wiceprezes Agencji Nieruchomości Rolnych, Wojciech Kapelański, prorektor Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy.

Danuta i Stanisław Chmielewscy prowadzą gospodarstwo o powierzchni 25, 13 ha (użytki własne), specjalizujące się w hodowli bydła mięsnego rasy Limousin. Obecnie stado podstawowe liczy 40 sztuk (razem 110).

- Wcześniej zajmowaliśmy się produkcją mleka. Mieliśmy 20 krów mlecznych - mówi pani Danuta. - Jednak mój wypadek i późniejsza rekonwalescencja doprowadziła do zmiany kierunku produkcji. Sprzedaliśmy krowy i zaczęliśmy zajmować się bydłem mięsnym. Początek to było 11 jałowic.

Chmielewscy myślą o powiększeniu produkcji, gdyż uważają, że ten kierunek jest przyszłościowy.

- Do krów mlecznych już bym nie wróciła - mówi pani Danuta. - To naprawdę ciężka praca. Przy bydle mięsnym jest lżej. Kokosów jeszcze z tego nie ma, ale ze sprzedażą nie mamy problemu.

Jednak na przeszkodzie w rozwoju produkcji stoi kilka kwestii. Po pierwsze to problem z dokupieniem ziemi. Jak podkreśla pani Danuta, przydałoby się też postawić nową oborę, bo brakuje pomieszczeń na „młodzież” lub przynajmniej wiatę, na razie.

Ogromnym wsparciem w prowadzeniu gospodarstwa i „murowanym” następcą jest tegoroczny maturzysta - syn Wiesław. A ma co przejmować. Bo gospodarstwo jest na wskroś nowoczesne, co wielokrotnie docenili organizatorzy różnych konkursów: „Bezpieczne Gospodarstwo Rolne”, „Najbardziej zad bana zagroda wiejska” i w końcu „Rolnik-Farmer Roku”.

Celem tego ostatniego konkursu jest promowanie nowoczesnego rolnictwa oraz ludzi zaradnych i pomysłowych, którzy zachowując mechanizmy gospodarki rynkowej, potrafią rozwijać własne przedsiębiorstwa i konkurować z wysoko dotowanymi gospodarstwami unijnymi.

Organizatorem konkursu jest Stowarzyszenie „Polski Klub Rolnik – Farmer Roku”, natomiast patronat nad konkursem objęli: Marek Sawicki, minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Tomasz Nawrocki, prezes Agencji Nieruchomości Rolnych i prof. Antoni Bukaluk, rektor Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy.

tekst: Małgorzata Sawicka

fot. Sebastian Rutkowski, PODR Szepietowo




Gospodarstwo Chmielewskich wygląda imponująco, nawet mimo mało atrakcyjnej pogody

Pożegnanie z „tatowym sierpem”


W tym roku europejskie kombajny obchodzą jubileusz 75 lat istnienia


Latem 1936r. na naszym kontynencie wybiła godzina narodzin kombajnu. W majątku Zschernitz koło Halle w Saksonii Anhalt, August Claas zaprezentował jedyną w swoim czasie, dołączaną do ciągnika maszynę, którą zbudował we własnym warsztacie w westfalskim Harsewinkel. Maszyna „kosząco-młócąco-wiążąca“ dostarczała podczas jazdy doskonałe ziarno, które mogło być odtransportowane w workach. Była to rewolucja w europejskim rolnictwie.

Kombajny mają ogromny udział w wyżywieniu świata. Chyba żaden inny wynalazek nie wpłynął tak pozytywnie na produkcję żywności w skali światowej, jak właśnie ta maszyna robocza. Kombajn wykonuje czynności, które przez tysiące lat wymagały męczących prac ręcznych i podwórzowych: ścina zboże podczas jazdy w polu, młóci je i bez strat gromadzi cenne ziarno w dużym zbiorniku. Robi to w krótkim czasie i w ogromnych ilościach.

Już w latach dwudziestych ubiegłego stulecia stosowano w Europie niektóre amerykańskie kombajny – również dołączane do ciągników. Było to całkowite niepowodzenie. Gęsto rosnące, często wilgotne lub wyległe zboże nie nadawało się do zbioru amerykańskimi maszynami, które na wielkich polach Ameryki miały o wiele łatwiejsze warunki żniw. Stąd też u wszystkich praktyków i naukowców w rolnictwie ukształtował się przesąd, że nie są one odpowiednie do zbiorów zboża w Europie, gdzie słoma jest długa, a pola często zachwaszczone.

W Niemczech zboże było do tamtego momentu koszone kosą, suszone w snopach, albo zwożone i składowane pod dachem aż do wyschnięcia. Później, aż do nastania głębokiej zimy, w podwórzu pracowała zwykła młocarnia oddzielając ziarno od kłosów i słomy.

August Claas, który wspólnie ze swoimi braćmi - Theo i Franzem - założył w 1913r. zakład produkcji maszyn rolniczych, głęboko wierzył w to, że również w Europie zboże nadaje się do zbioru kombajnem. Jego syn, Helmut Claas, który później doprowadził przedsiębiorstwo produkujące maszyny rolnicze na sam szczyt w skali światowej, przypomina sobie: „Już na początku roku 1930, mój ojciec i Walter Brenner, asystent profesora Vormfelde z uniwersytetu w Bonn, stworzyli prototyp. Była to maszyna zbudowana w oparciu o Lanz Bulldog – i tym samym bardzo nowoczesny w owych czasach kombajn z przyrządem żniwnym umieszczonym z przodu. W tamtym momencie na całym świecie nie było czegoś takiego.”

Pomysł był genialny, ale zrodził się o wiele lat za wcześnie, ponieważ konieczne do tego technologie, jak wystarczająco mocne ciągniki, hydraulika, elektryka itd., były po części jeszcze niedostępne dla kombajnów umieszczonych siodłowo na ciągnikach. Prototyp został oficjalnie zaprezentowany niemieckiemu przemysłowi maszyn rolniczych z zamiarem przekonania branży do produkowania kombajnów. Jednak nikt nie wykazał zainteresowania. „Zatem zrobimy to sami”, powiedział August Claas i konstruował dalej.

Wielki przełom nastąpił w roku 1936 wraz z zaczepianym kombajnem, posiadającym zespół tnący umieszczony z boku. W dobrach Zschernitz konstruktor zaprezentował przed wieloma fachowcami i bardzo krytycznymi rolnikami ze środkowych Niemiec swój model, pierwsze zbudowane w Europie, w pełni funkcjonujące połączenie kosiarki-młocarni-wiązałki (MDB). Gdy wszystko przebiegało dobrze, rolnik mógł tą maszyną uzyskiwać wydajność dzienną rzędu 600 centnarów (30 ton) pszenicy. W następnych sześciu latach zbudowanych zostało 1.450 egzemplarzy tej znakomitej maszyny.

Pierwszy samojezdny kombajn – czyli z własnym silnikiem - został wprowadzony przez Claas na rynek w roku 1953. Taki system zbioru z wykorzystaniem maszyn samojezdnych doskonale się sprawdził. Przez kolejne dziesięciolecia przedsiębiorstwo konstruowało coraz wydajniejsze kombajny, zdolne do pracy we wszystkich zbożach, warunkach klimatycznych i na wszystkich polach świata.

Najnowszy kombajn Claas Lexion zbiera dziś na godzinę do 100 ton pszenicy. Jest to tyle mąki, że wystarczy na dzienne zaopatrzenie w pieczywo miasta o wielkości Drezna lub Nicei. Nowoczesne maszyny mają przyrządy żniwne o szerokości do 12m, jadą z najwyższą precyzją przy wykorzystaniu kierowania przez GPS, w zbiorniku mogą pomieścić 12.000 litrów ziarna i kosztują do pół miliona Euro.

Claas Polska, opr. mb








Poznać prawdę od środka


Jakub Kalisz, lek. wet. podczas badania USG wraz z inseminatorami

Podczas wykonywania badania USG w oborze problematyczna może się okazać nawet tak błaha okoliczność, jak brak źródła prądu


Szkolenie poświęcone rozpoznawaniu płci i diagnozie ciąży zorganizowała firma P.H. Konrad. Spotkanie zorganizowane na zasadzie warsztatów terenowych i części teoretycznej z wykorzystaniem wyników badań przeprowadzonych w terenie odbyło się w dniach 25-27 stycznia tego roku. Zajęcia przeznaczone były dla lekarzy weterynarii i inseminatorów związanych z hodowlą bydła, którzy mieli okazję zapoznać się z przenośnym ultrasonografem Animal Profi firmy Dramiński.

W całym 3-dniowym cyklu uczestnicy szkolenia odwiedzili kilka gospodarstw specjalizujących się w hodowli krów mlecznych.

Pierwszego dnia szkolenia zajęcia odbyły się w gospodarstwach w okolicy Bychawy, w których lek. wet. Jack Behan – gość specjalny szkolenia - dzielił się swoim, niezwykle dużym doświadczeniem z uczestnikami warsztatów.

- Znakomite USG do diagnozowania ciąży i pełnej diagnostyki weterynaryjnej. Posiada duży ekran i bardzo dobre obrazowanie. Wyśmienite do pracy w oborze i w terenie - oceniał nowy sprzęt Jacek Behan.

Kolejny dzień szkolenia rozpoczęły wykłady wygłoszone siedzibie mleczarni „Spomlek”. Następnie, podczas wizyty w gospodarstwie Wandy Furman, odbyły się zajęcia praktyczne , podczas których każdy chętny mógł sprawdzić swoje umiejętności diagnostyczne na zwierzętach pod fachowym okiem Jacka Behana. Zajęcia w tym dniu zgromadziły około 20 zainteresowanych, zarówno lekarzy weterynarii, jak i inseminatorów. Niektórzy lekarze przywieźli swoje aparaty USG, co stało się okazją do porównania poszczególnych modeli i oceny ich przydatności (wad i zalet) do pracy w warunkach oborowych. Było to również pretekstem do zaprezentowania swojej wiedzy i umiejętności w zakresie diagnostyki weterynaryjnej dużych zwierząt. W tym dniu uczestnicy skupieni byli na rozpoznawaniu płci płodu, co jest standardową procedurą diagnostyczną na zachodzie Europy, gdzie do inseminacji używane jest nasienie seksowane. Badanie takie potwierdza skuteczność inseminacji i jednocześnie uzasadnia wyższą cenę takiego nasienia. Jednak z ekonomicznego punktu widzenia warto zapłacić więcej, bo wiadomo, że w hodowli bydła mlecznego lepiej mieć cieliczki, a w przypadku bydła mięsnego buhajki.

W trakcie szkolenia lek.wet. Jakub Kalisz, który był jednym z zaproszonych wykładowców, udzielił wywiadu dla Katolickiego Radia Podlaskiego 101.7 FM. Jest to młody wiekiem specjalista, ale już od kilku lat wykorzystujący w codziennej pracy przenośny ultrasonograf z sondą sektorową.

Jak wcześniej zostało wspomniane, lekarze weterynarii mieli możliwość bezpośredniego porównania sprzętu, na którym pracują i spróbowania pracy na sprzęcie kolegów. Oceniali jakość obrazu i mówili o wadach i zaletach. Bardzo przydatne w warunkach terenowych okazało się wytrzymałe zasilanie bateryjne. Kto nie posiadał aparatu usg o takiej cesze, musiał szukać źródła prądu, co było dość kłopotliwe. Podczas badań dało się zauważyć wyższość urządzeń zawieszanych na szyi użytkownika, gdyż ich obsługa nie wymagała pomocy drugiej osoby. Swoich sił, w badaniach przy pomocy ultrasonografów próbowali też inseminatorzy, którzy dostrzegając niezwykłe zalety takiej aparatury natychmiast wyrażali chęć posiadania własnego aparatu Dramiński. Inspiracją do tego były omawiane badane przypadki, które można było dogłębnie przedyskutować dzięki takim funkcjom usg jak Cine-Loop (pętla filmu), czy Freez (zamrażanie obrazu).

Po skończonych badaniach przyszedł czas na czyszczenie sprzętu po, jakby nie patrzeć, brudnej pracy. Niektórzy musieli robić to ostrożnie ze względu na delikatność aparatów i przez to było to pracochłonne. Bezkonkurencyjny był pan Rafał, który umył swój ultrasonograf myjką ciśnieniową, co zajęło mu naprawdę mało czasu.

Ostatni dzień szkolenia odbył się pod znakiem zajęć terenowych w gospodarstwie Marka Mareńko z Fiukówki oraz Renaty Wiąckiewicz z miejscowości Tuchowicz. Badanie USG cieszyło się dużym zainteresowaniem wśród inseminatorów, szczególnie z wykorzystaniem ultrasonografu Animal Profi firmy Dramiński. Łatwość obsługi i sprytna sonda o dużym polu „patrzenia”oraz szybkość diagnozy zachęciła uczestników do spróbowania swoich sił w badaniach USG po raz pierwszy.

Takich szkoleń i spotkań trzeba organizować jak najwięcej. Są one znakomitą okazją do wymiany doświadczeń i poszerzania swojej wiedzy. Na pewno przyniesie to pozytywne skutki już w najbliższym czasie. Tym bardziej, że znaleźli się od razu chętni do zakupu przenośnych USG Firmy Dramiński. Niewątpliwie poprawi to komfort pracy i zwiększy skuteczność diagnostyczną szczęśliwych nabywców, a właścicielom krów da cenne i pewne informacje o ich zwierzętach.

Artur Suchenek, Dramiński

opr. sam

fot. Dramiński


Uczestnicy szkolenia próbują swoich sił w badaniu USG

od prawej Lek. wet. Jack Behan, mgr inż. Rafał Sierkowski, Lek. wet. Jakub Kalisz-wykład

Czysty zysk


Budowa biogazowni krok po kroku według firmy Wolf System


Duże zainteresowanie odnawialnymi źródłami energii powoduje, że inwestorzy coraz częściej i chętniej interesują się budową biogazowni rolniczych. Duża opłacalność produkcji tego biopaliwa, a także spore dotacje i dofinansowania pochodzące z programów rozwoju rolnictwa oraz obszarów wiejskich sprawiają, że coraz więcej takich obiektów rolniczych pojawia się na mapie Polski.

Biogazownie rolnicze są zakładami przyjaznymi dla środowiska. Podczas produkcji biogazu metan oraz substancje zapachowe nie są emitowane do atmosfery, gdyż zbiorniki są szczelnie nakryte specjalnymi plandekami.

- Ten system świetnie sprawdził się w Bawarii i w innych Landach Niemiec, ale także i w Austrii, gdzie mniejsi rolnicy zrzeszeni w spółdzielniach zagospodarowują odpady biologiczne z chlewni obór i kurników, ale też i z produkcji roślinnej. Teraz nadchodzi pora, by także polscy rolnicy zrzeszali się w grupy budujące tego typu zakłady – wyjaśnia Rajmund Reichel, Dyrektor Działu Zbiorników w firmie Wolf System Sp. z o.o.

Na początek formalności

Pierwsze kroki, które należy podjąć przed budową biogazowni to zgromadzenie dokumentów pokazujących słuszność decyzji o budowie, a także rentowność tego typu zakładu. Biznesplan zdecydowanie ułatwi decyzję organom wydającym wszelkiego rodzaju pozwolenia na rozpoczęcie budowy. Przede wszystkim są to zezwolenie na włączenie do sieci energetycznej, do sieci wodociągowej oraz do sieci kanalizacyjnej budynków technicznych. Wymagane jest także pozwolenie na zjazd z drogi publicznej na działkę, jak również pozwolenie wodno-prawne dla wód opadowych i roztopowych.

Warto także zaznaczyć, że w przypadku finansowania z kredytu bankowego trzeba otrzymać promesę bankową. Jednak finansowanie budowy nie musi być pokryte w pełni przez inwestora. Budując biogazownię rolniczą można zwrócić się do odpowiednich instytucji z wnioskiem o pozyskanie unijnych środków. Warto tutaj wspomnieć przede wszystkim Program Rozwoju Obszarów Wiejskich, Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka, czy Fundusz LIFE +, promujący wsparcie unijne dla projektów ochrony środowiska. Trzeba też pamiętać o regionalnych funduszach ochrony środowiska, jak i Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska. Co ciekawe, dotacje z funduszy unijnych mogą pokryć nawet do 50% kosztów inwestycji. Po zebraniu wszystkich wymaganych pozwoleń i dokumentów można przystąpić do prac związanych z budową poszczególnych elementów biogazowni rolniczej.

Wykonanie zbiorników żelbetowych i budowa instalacji

Główną częścią biogazowni rolniczej są żelbetowe zbiorniki fermentacyjne i pofermentacyjne. Opatentowane i wyprodukowane przez firmę Wolf System specjalne szalunki metalowe są podstawą sukcesu zbiorników tego producenta.

- Szalunki skonstruowane są tak, by zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz zbiornika, można je było montować bez kotew ściennych i elementów dystansowych. System ten gwarantuje najwyższej jakości poziom szczelności – tłumaczy Rajmund Reichel.

Tak przygotowane szalunki pozwalają na betonowanie płyty fundamentowej, a także betonowanie i zagęszczanie ścian za pomocą wibratorów wgłębnych o wysokiej częstotliwości. Zaciąganie i zagęszczanie wibratorem powierzchniowym pozwala uzyskać powierzchnie płaskie i pochyłe. W przypadku budowy podlegającej szczególnym wymaganiom powierzchniowym, firma Wolf System zapewnia pokrycie folią z tworzywa sztucznego lub powłoką epoxydową bądź bitumiczną.

Rozruch biogazowni

Po zakończeniu budowy zbiorników oraz kompletnej instalacji technologicznej rozpoczyna się rozruch technologiczny zakładu. Nie jest to proste zadanie, gdyż prawidłowa produkcja gazu zaczyna się dopiero po upływie około 2-3 miesięcy funkcjonowania zakładu. Jest to związane z dostarczeniem substratów do produkcji biogazu, prawidłowym rozruchem poszczególnych elementów instalacji, a także „dostrojeniem” urządzeń pracujących w biogazowni. Warto zaznaczyć, że widoczne efekty uruchomienia biogazowni nie są odczuwalne tuż po rozruchu. Na efekty, a przede wszystkim na oszczędności związane z produkcją prądu z odpadów pochodzenia roślinnego i zwierzęcego, trzeba poczekać niekiedy nawet kilka miesięcy.

opr. mb



Oszczędność z przyśpieszenia


Ireneusz Szymborski stara się kupować nawozy jesienią, ale rzadko pozwalają mu na to fundusze

Rynek nawozów - rządzą nim niby przewidywalne reguły, a potrafi czasem zaskakiwać, wprowadzając w konsternację zarówno rolników, jak i dystrybutorów


Dwieście złotych - tyle średnio wynosi różnica w cenie między toną nawozów kupowanych w październiku, a kupowanych w marcu. Niemało. A biorąc pod uwagę, że rolnik kupuje ich średnio ok. 20 ton, to wychodzi nam kwota 4.000 zł.

Dlatego tak ważne jest, by zabezpieczyć środki finansowe na najbardziej opłacalne jesienne zakupy i nie czekać z nadzieją na przelanie pieniędzy na konto z dopłat bezpośrednich. I faktycznie, jak twierdzą właściciele firm sprzedających nawozy część rolników jest przyzwyczajonych, że zakup tego asortymentu jest najbardziej opłacalny w okresie jesiennym - w październiku, listopadzie i grudniu.

Złote zasady

- Z moich obserwacji wynika, że ok. 30% moich klientów zaopatruje się w nawozy jesienią - mówi Andrzej Remisiewicz, właściciel firmy Trans-Rol z Kruszewa Wypych. - To ta grupa gospodarzy, których po prostu stać na to, by zgromadzić środki finansowe i nie muszą czekać na dopłaty. Staramy się, by było ich jak najwięcej. Zachęcamy do wcześniejszych zakupów drogą tzw. poczty pantoflowej, za pośrednictwem mediów.

Najgorszym rozwiązaniem jest odkładanie zakupów nawozowych na wiosnę i realizowanie ich w marcu, czy kwietniu, ale niestety tak postępuje większość rolników. Wtedy występują tzw. szczyty cenowe, by zaraz w maju nastąpiły pierwsze obniżki w zakładach nawozów fosforowych. W przypadku nawozów azotowych, sezon horrendalnie wysokich cen trwa dłużej, nawet do czerwca.

Nie można powiedzieć, że rolnicy nie mają świadomości tego mechanizmu. Jednak trudno wybrać się na zakupy, kiedy kieszenie świecą pustkami. Tymczasem zakup nawozów, to jednorazowo duży wydatek. Stąd bierze się oczekiwanie na dopłaty. Więc niestety większość tak MUSI robić, a nie CHCE tak robić.

Czym podyktowane są zwyżki cen nawozów?

O cenie nawozów w głównej mierze decydują stawki za ich komponenty, szczególnie te, które polskie zakłady muszą kupować, jak np. fosforyty. Podobnie rzecz się ma z solą potasową, którą kupujemy w Rosji. Cena surowca uzależniona jest w tym przypadku od naszych stosunków ze wschodnim sąsiadem i zapotrzebowanie na sól na świecie.

Teoretycznie stawki za mocznik, powinny być uzależnione wyłącznie od cen gazu, który w ostatnich latach praktycznie nie drożeje. Jednak reaguje on na ceny nawozów NPK (mineralnych). Mówiąc o moczniku, należy podkreślić, że wciąż jeszcze ceny nawozów produkowanych w Polsce są niższe niż na świecie. Natomiast największy wytwórca mocznika - Chiny - mają obecnie nałożone embargo. Wskutek tego, eksport tego nawozu do Europy przestał być opłacalny. Mocznika więc brakuje, a nasz polski produkt trafia do krajów europejskich. Na szczęście embargo nałożone na Chiny zostanie zniesione już w czerwcu tego roku.

Zawirowania cenowe

Od reguł rządzących cenami nawozów, a opisanych powyżej zdarzają się odstępstwa. Np. w listopadzie 2009r. ceny nawozów nagle spadły.

- Było to niestety chwilowe zawirowanie cenowe, na które wpływ miała sytuacja gospodarcza na rynku światowym - dodaje Andrzej Remisiewicz.

Miniony rok pod względem takich zaskoczeń był szczególny. Wraz z jego końcem zmieniły się stawki podatku VAT (wzrost o jeden procent), co było mobilizujące do zrealizowania wcześniejszych zakupów. Choć na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że ten jeden procent to nie dużo, łatwo policzyć, że np. na tonie saletry kosztującej 1.000 zł, oszczędzamy 10 zł, ale kupując polidap (fosforan), za tonę którego płacimy 2.000 zł, oszczędzamy blisko 20 zł. Teraz wystarczy to przemnożyć, przez potrzebne w gospodarstwie ilości i mamy niebagatelne kwoty.

Kolejne zawirowanie cenowe miało miejsce jeszcze wcześniej - w sezonie 2007/2008. Nawozy były wówczas w szczycie cenowym. Polidap kosztował ok. 3.000 zł, polifoski – 2.500 zł, mocznik 1.600 zł.

- Taka sytuacja trwała pół roku - wspomina Andrzej Remisiewicz. - Skąd wynikła? Był bardzo duży popyt na nawozy, być może zakłady produkcyjne bezzasadnie wykorzystały sytuację. Tym bardziej, że następnie ceny szybko spadły o 25%, a firmy handlujące i mające trochę zapasów, wiele wówczas straciły.

Rok później ceny w porównaniu do poprzedniego sezonu spadły nawet o połowę. Gdy rok wcześniej fosforan kosztował prawie 3.000 zł, to w bieżącym sezonie 1.260 zł. Nastąpiło też spore pobudzenie rynku. W efekcie w sezonie 2009/2010 rolnicy kupili sporo nawozów, zapewniając swoim uprawom ich odpowiednie dawki. Przełożyłoby się to na sukcesy w zbiorach, ale... No właśnie w rolnictwie zawsze jest „ale”. Bo sytuacja była wyjątkowa. Powodzie i susze, ogólnie rzecz biorąc niesprzyjająca aura, spowodowały, że plony, szczególnie jeśli chodzi o zboża, były marne.

- Zboża zostały wyprzedane, kto miał, to sprzedał i dobrze na tym zarobił - dodaje Andrzej Remisiewicz. - Teraz zboża brakuje w Europie i na świecie, cena więc naturalnie została wywindowana i zwyżka ta, jak sądzę, potrwa do lata. Sytuacja przełoży się na to, że niektórzy rolnicy będą stosować mniej nawozów w tym roku, co swoje skutki będzie miało w tym, że będą niższe plony i wyższa cena produktów rolnych. I tak zatoczy się koło.

Dopłaty na straty

W aspekcie nawozów bardzo ważna staje się, co oczywiste, kwestia dopłat bezpośrednich. Oficjalnie wypłata tych płatności rusza 1 grudnia, co i tak jest za późno z punktu widzenia oszczędności na stawkach za nawozy. Tylko co z tego, że rusza, skoro pieniądze w początkowym okresie trafiają zaledwie do części rolników. Co jest kroplą w morzu potrzeb. Kto dostał pieniądze wcześniej może się uważać za szczęściarza. Pozostali nadal czekają.

Ireneusz Szymborski, właściciel 25-hektarowego gospodarstwa w miejscowości Jabłoń Rykacze (profil mleczny - 50 sztuk bydła ogółem) należy do tego grona. Ilekroć środki finansowe na to pozwalają, stara się zakupić nawozy w okresie zniżki cenowej, ale niestety rzadko się da...

- Łatwo policzyć ile można zaoszczędzić kupując nawozy jesienią, a wiosną - mówi Ireneusz Szymborski. - Najlepiej by było, gdybyśmy ten zastrzyk finansowy, jakimi są dopłaty, dostawali właśnie jesienią. Tymczasem wypłata uruchamiana jest w grudniu, mamy luty, a ja np. pieniędzy jak nie miałem, tak nie mam. Trudno zaoszczędzić na nawozy ze środków własnych, skoro środki do produkcji rolnej stale drożeją.

Małgorzata Sawicka

fot. Sebastian Rutkowski, Trans-Rol


 

Ostatni komunikat ARiMR w sprawie dopłat bezpośrednich, jaki opublikowano przed oddaniem gazety do druku:

1 grudnia ub.r. zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, ARiMR rozpoczęła wypłatę dopłat bezpośrednich za 2010 r. Ich realizacja jest największą w całej Unii Europejskiej operacją przeprowadzaną co roku przez Agencję, dotyczy bowiem około 1,375 mln rolników. Tyle wniosków wpłynęło bowiem wiosną 2010 r. do biur powiatowych ARiMR. Z tej liczby ponad 1,2 mln rolników, czyli ok. 92%, otrzymało decyzję o przyznaniu takich dopłat. Pozostali rolnicy otrzymają decyzję z ARiMR po zakończeniu kontroli, wymaganych unijnym i krajowym prawem.

Dotychczas na konta bankowe ponad miliona rolników Agencja przekazała blisko 8,4 mld zł z dopłat bezpośrednich za 2010 r. Według unijnego prawa Polska ma czas na ich realizację do 30 czerwca 2011 r.

Łączna kwota przeznaczona na dopłaty bezpośrednie w Polsce za 2010 r. wynosi 12,8 mld zł. Została ona obliczona na podstawie opublikowanego we wrześniu zeszłego roku przez Europejski Bank Centralny oficjalnego kursu wymiany wynoszącego 3,9847 zł za euro. Kursy przeliczeniowe obowiązują we wszystkich państwach, których oficjalną walutą nie jest euro. Przyjęty w 2010 r. kurs przeliczeniowy jest nieco mniej korzystny niż ten z 2009 r., kiedy wynosił on 4,2 zł za euro. Suma wypłat dopłat bezpośrednich za 2010 r. będzie jednak wyższa niż za 2009 r., bo zgodnie z porozumieniem akcesyjnym wzrośnie ona o 10% i po raz pierwszy dopłaty bezpośrednie dla polskich rolników osiągną poziom 100% wysokości dopłat obowiązujących w państwach tzw. starej 15 UE.


Słodkie wieści


Tak wyglądają granulowane wysłodki melasowane Tofi, o które na Podlasiu stoczył się nieformalny bój

Wysłodki buraczane stały się popularną paszą w woj. podlaskim, jest pewność, że w najbliższych latach ich nie zabraknie


Wysłodki buraczane są produktem ubocznym, powstałym w procesie wytwarzania cukru. W rolnictwie od lat stosowane są jako pasza dla bydła. Wysłodki są chętnie zjadane przez bydło i charakteryzują się dobrą strawnością. Niegdyś znane tylko w „podstawowej”, mokrej postaci, dziś dostępne w bardziej wyrafinowanej formie: jako granulat, z różnymi dodatkami wpływającymi na poprawę ich jakości w zakresie żywienia bydła.

Po pierwsze: mokre

Podstawową postacią wysłodków są wysłodki mokre, zawierające 10-12 % suchej masy. Taka ich forma powoduje wiele niedogodności. Podczas transportu ubywa z produktu sporo soku, który po prostu wycieka. Ponadto w takiej postaci wysłodki zawierają zbyt małą dawkę energii. Wysłodki mokre przeznacza się do sporządzania kiszonek.

Jak powstają? Z oczyszczonych buraków wyrabia się krajankę (cienkie paski), którą poddaje się działaniu gorącej wody (70 stop. C). Po oddzieleniu soku buraczanego, uzyskuje się wysłodki mokre.

Niedogodności jakie występują w przypadku wysłodków mokrych likwidowane są w drodze obróbki: to procesy prasowania, bądź melasowania.

Po drugie: prasowane

Wysłodki prasowane - oznacza to, że są po prostu poddawane procesowi odwodnienia, wskutek czego zawierają około 20-25 proc suchej masy.

Należy je zakiszać tuż po przywiezieniu z cukrowni, gdy są jeszcze ciepłe. Ten proces można wykonać na wiele sposobów, bądź w silosach, bądź na pryzmach, bądź w rękawach foliowych. Warunkiem powodzenia w zakiszaniu jest odpowiednie ubicie surowca, gdyż ich fermentacja przebiega w warunkach beztlenowych (stosuje się też preparaty wspomagające zakiszanie). Trzeba też zwrócić uwagę na czystość użytych środków transportu oraz wykorzystanych urządzeń i narzędzi. Zachowanie względnej higieny, pozwoli na uniknięcie strat kiszonki. Po 4-6 tygodniach kiszonka nadaje się do skarmiania.

Wysłodki prasowane mają wiele zalet, to m.in. duża koncentracja energii w 1 kg suchej masy, duża zawartość wapnia, dobra smakowitość. Ta ostatnia cecha decyduje o tym, że krowy potrafią pobrać nawet do 30 kg wysłodków dziennie. Przy ich zakupie zmniejsza się koszt transportu, do środowiska przedostaje się mniej soków, niż przy transporcie i zakiszaniu wysłodków mokrych, a ich wysoka wartość pokarmowa sprawia, że korzystnie wpływają na wydajność krów. Jednak warto pamiętać, że nie nadają się one do karmienia krów zasuszonych (przez dużą zawartość wapnia).

I po trzecie: melasowane, granulowane

W ten sposób doszliśmy do wysłodków najbardziej przetworzonych, ale i do najlepszej ich formy w zakresie karmienia bydła mlecznego. To właśnie wysłodki melasowane granulowane, produkowane przez cukrownię Glinojeck pod nazwą Tofi, zawojowały podlaskie obory. Na nasz grunt przeszczepił je Andrzej Remisiewicz, właściciel firmy Trans-Rol z Kruszewa Wypych. Przez lata propagował to uzupełnienie w skarmianiu bydła, choć jak wspomina, początki nie były łatwe.

- Bywało, że sprzedawaliśmy towar za mniej niż kupiliśmy. Przyznaję, że podczas pierwszych wizyt w gospodarstwach rolników, wielu śmiało nam się w twarz. Wierzyliśmy jednak w jakość tej paszy i w związku z tym podjęliśmy szereg działań promocyjnych w celu popularyzacji wysłodków melasowanych, podpierając się opiniami takich sław jak prof. Zygmunt Maciej Kowalski, czy dr Zbigniew Lach - mówi Remisiewicz.

Dziś sytuacja jest zgoła inna. Wysłodki granulowane kupują właściciele największych i najbardziej znanych gospodarstw podlaskich. Natomiast Trans-Rol, stał się firmą, która sprzedaje najwięcej produktów Tofi (oferowanych przez cukrownię w Ginojecku) w Polsce (12 tysięcy ton w ubiegłym roku).

Wysłodki w formie granulatu, co oczywiste „wygrywają” jeśli chodzi o ich transport i składowanie. Są też niebotycznym źródłem energii, energii, co ważne nie mającej drastycznego wpływu na środowisko żwacza, w przeciwieństwie do paszy treściwej. A to dzięki zawartości znacznej ilości pektyn i łatwo strawnego włókna.

- Ten rok jest mało szczęśliwy jeśli chodzi o wysłodki - ocenia Andrzej Remisiewicz. - Nie byliśmy w stanie zrealizować wszystkich zamówień. Duże opady deszczu sprawiły, że rolnicy nie mogli zebrać buraków z pól w odpowiednim czasie, a później wystąpiły przymrozki, w samym Glinojecku ponad 1000 ton buraka „zostało w ziemi”.

Zmiany wysłodkowe

Spopularyzowane w podlaskim wysłodki melasowane Tofi produkuje cukrownia Glinojeck. Dotychczas jej właścicielem była angielska firma British Sugar, zmienił się on w roku ubiegłym.

W dniu 25 listopada 2009 r. Pfeifer & Langen Polska S.A. nabyła 100 % udziałów w kapitale zakładowym British Sugar Overseas Polska Sp. z o.o. – obecnie Pfeifer & Langen Holding Sp. z o.o. Spółka ta jest większościowym akcjonariuszem w BSO Polska S.A., której obecna nazwa brzmi: Pfeifer & Langen Glinojeck S.A.” - czytamy w komunikacie ze strony internetowej cukrowni.

Pozostawało pytanie, czy nowy właściciel utrzyma kierunki produkcyjne i czy wysłodki w formie, którą podlascy gospodarze poznali i wykorzystali w hodowli, będą nadal dostępne. By tak się stało podwoje trzech podlaskich gospodarstw należących do czołówki w naszym województwie zostały otwarte przed przedstawicielami Zarządu i Dyreksji Pfeifer & Langen.

- 3 lutego doszło do spotkania Zarządu i Dyrekcji Pfeifer & Langen, z podlaskimi rolnikami, ale także dr Lachem i prof. Zygmuntem Maciejek Kowalskim. Jego celem było uzmysłowienie im jak ważną rolę w procesie produkcji mleka pełnią obecnie melasowane wysłodki Tofi - wyjaśnia Andrzej Remisiewicz. - Spotkanie zakończyło się powodzeniem. Uzyskaliśmy gwarancję, iż wysłodki z Glinojecka będą produkowane i dostępne przez najbliższe lata.

Przy okazji szefowie Pfeifer & Langen mieli okazję zwiedzić kilka podlaskich gospdoarstw mlecznych. Gościli u państwa Joanny i Wojciecha Kaczyńskich, Agaty i Kazimierza Przeździeckich oraz Zdzisława i Krystyny oraz Tomasz i Katarzyny Kraszewskich. Wizyty te były zaskakujące dla obu stron. Zarząd i dyrekcja koncernu miała okazję zmienić diametralnie swój pogląd dotyczący naszego regionu i poziomu rolnictwa. Do lamusa przeszedł już obraz Podlasia jako sielskiej krainy, ale i zacofanej z oborami słomą krytymi. Kolejni ważni ludzie, wiedzą, że podlaskie rolnictwo należy do najnowocześniejszych w kraju i Europie.

Małgorzata Sawicka

fot. Sebastian Rutkowski/ Trans-Rol



Przedstawiciele Zarządu i Dyrekcji Pfeifer & Langen w gospodarstwie Joanny i Wojciecha Kaczyńskich

Afera zachwiała rynkiem


Wnioski o dopłaty można składać od 1 lutego 2011 r. Stawki kształtują się na poziomie od 343 EUR/tonę do 499 EUR/tonę, w zależności od asortymentu i okresu przechowywania.

Ruszyły dopłaty do prywatnego przechowywania wieprzowiny, Podlaska Izba Rolnicza żąda uruchomienia innych rozwiązań


Uruchomienia dopłat do eksportu mięsa poza granice Unii Europejskiej, a także wprowadzenia obowiązku umieszczania informacji o kraju pochodzenia mięsa na etykietach produktu - takich działań od Marka Sawickiego, ministra rolnictwa, domaga się Podlaska Izba Rolnicza. Żądania PIR związane są z tragiczną sytuacją na rynku trzody chlewnej.

Rynek ten już od miesięcy słabo sobie radził. O wprowadzenie dopłat do prywatnego przechowywania wieprzowiny szef polskiego resortu rolnictwa wnioskował jeszcze w październiku zeszłego roku. Komisja Europejska wyraziła na to zgodę dopiero po wstrząsie, jakim było odkrycie tzw. afery dioksynowej w Niemczech. Na początku stycznia ujawniono, że do tamtejszych hodowców trafiły tony paszy zanieczyszczonej dioksynami na skutek wymieszania tłuszczu technicznego z paszowym. Wyższą niż dopuszczalna zawartość rakotwórczych substancji wykryto w jajach kurzych oraz w wieprzowinie.

Zdaniem Sawickiego, to zdecydowanie za późno. Od miesięcy ceny wieprzowiny były za niskie, w stosunku do kosztów jej wytwarzania, szczególnie wzrostu cen pasz. Kiepską sytuację pogorszył gwałtownie wybuch afery dioksynowej, która doprowadziła do gwałtownego obniżki cen mięsa i wypełnienia rynku towarem.

Analiza KE wskazuje, że spadek cen rzeczywiście wystąpił - średnio w UE o 2,4% między ostatnim tygodniem roku 2010, a pierwszym tygodniem 2011. W Niemczech spadek wyniósł aż 7,2%. Ponadto KE zapowiedziała, że powoła grupę ekspertów, która do końca marca wypracuje instrumenty interwencyjne na rynku wieprzowiny w ramach Wspólnej Polityki Rolnej.

Z drugiej strony o analizę przyczyny spadku cen żywca wieprzowego do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wystąpiła w połowie stycznia Krajowa Rada Izb Rolniczych. Rada argumentowała, że napływ z Niemiec do Polski półtusz wieprzowych w cenach dumpingowych, spadek cen skupu żywca oraz drożejące pasze spowodowały, że produkcja żywca w Polsce stała się nieopłacalna. UOKIK twierdzi, że na sytuację miała wpływ afera dioksynowa, gdyż konsumenci ograniczyli zakupy tego mięsa z obawy przed jego wpływem na zdrowie. Zdaniem Urzędu, „sygnalizowany problem oferowania obecnie na rynku półtusz wieprzowych z Niemiec po cenach dumpingowych wskazuje na istnienie uwarunkowań rynkowych, które wywołują silną presję na obniżkę cen skupu przez zakłady przetwórcze mięsa wieprzowego od krajowych producentów.”

W sprawie głos zabrała i Podlaska Izba Rolnicza, która wystąpiła do ministra rolnictwa z apelem o podjęcie natychmiastowych działań w celu stabilizacji na rynku wieprzowiny.

- Ubojnie i przetwórcy korzystając z okazji natychmiast obniżyli ceny surowca, bądź też w ogóle zaprzestali skupu tuczników, nabywając tani produkt z niemieckich wyprzedaży świń i tuszy - czytamy w stanowisku Izby.

Zdaniem PIR, niedopuszczalnym jest, by w tak dramatycznej sytuacji pozostawić rynek sam sobie.

- Niemiecki producent sobie poradzi, gdyż z pewnością otrzyma pomoc od państwa, na co zaś liczyć może polski rolnik? - pytają członkowie Podlaskiej Izby Rolniczej. I sugerują, że skoro rynek jest wspólny, to problem oraz jego rozwiązanie również.

Jednocześnie PIR podkreśla, że wprowadzenie dopłat do prywatnego przechowywania mięsa nie jest zbyt trafnym rozwiązaniem, gdyż w takim układzie pieniądze trafiają do przetwórców i właścicieli chłodni, ale nie do rolników. Bardziej celowe byłoby wprowadzenie dopłat do eksportu poza granice Unii, a także wprowadzenie obowiązku umieszczania informacji o kraju pochodzenia mięsa na etykietach produktu.

sam

Bezpieczeństwo grzechu warte


Ubiegłoroczni laureaci II miejsca w etapie krajowym-Małgorzata i Jacek Chylińscy z Mrówek w podlaskiem oczywiście

Do 15 marca KRUS przyjmuje zgłoszenia do ogólnopolskiego konkursu „Bezpieczne Gospodarstwo Rolne”


Może ciągnik, jak w ubiegłym roku, a może inna wartościowa nagroda, trafi do rąk zwycięzców konkursu „Bezpieczne Gospodarstwo Rolne”. Zgłoszenia są już przyjmowane, czasu na poprawki w zagrodach trochę jeszcze zostało.

Konkurs jest już znany od lat. To jego dziewiąta edycja. W ubiegłym roku rywalizowało w nim 1001 indywidualnych gospodarstw rolnych. Łącznie w ośmiu edycjach uczestniczyło 11.197 podmiotów w kategorii producentów indywidualnych i 812 w kategorii zakładów rolnych. Przebiega w kilku etapach. Zwycięzcy wyłaniani na szczeblu wojewódzkim, stają w szranki z laureatami z innych regionów w etapie krajowym.

Cóż więc takiego bierze się pod uwagę wybierając bezpieczne gospodarstwo? Od lat wynikami konkursu rządzą niezmienne kryteria:

ład i porządek w obrębie podwórza, zabudowań i stanowisk pracy,

stan budynków inwentarskich i gospodarczych, w tym: stan schodów i używanych drabin oraz instalacji i urządzeń elektrycznych,

wyposażenie maszyn i urządzeń używanych w gospodarstwie w osłony ruchomych części, podpory i inne zabezpieczenia,

stan techniczny pilarek tarczowych i łańcuchowych,

warunki obsługi i bytowania zwierząt gospodarskich,

stosowanie, stan i jakość środków ochrony osobistej i odzieży roboczej,

przechowywanie i jakość nawozów chemicznych,

wyposażenie w sprzęt p.poż.,

ogólną estetykę gospodarstwa,

praktyczną znajomość zasad bezpieczeństwa i higieny pracy.

Do konkursu można się zgłosić wypełniając specjalny formularz dostępny m.in. na stronie internetowej Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego: www.krus.gov.pl.

Organizatorem konkursu jest KRUS. Współorganizatorami konkursu są Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Państwowa Inspekcja Pracy oraz Agencja Nieruchomości Rolnych, która prowadzi eliminacje dla odrębne kategorie zakładów rolnych. Honorowy Patronat nad konkursem objął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, Bronisław Komorowski.

sam

Jesteś tutaj: Strona główna