Aktualności
Gdy krowa pokazuje rogi
- Kategoria: Aktualności
- Opublikowano
- Super User
- Odsłony: 1566
Jeśli wielkość pastwiska będzie dostosowana do stada i ilości zielonki, nie będzie dochodziło do walk, a zwierzęta stojące najniżej w hierarchii będą miały gdzie się schronić |
Hierarchia w stadzie bydła mlecznego
Krowy są zwierzętami stadnymi. W stadzie może wystąpić kilka rodzajów hierarchii społecznej, a uzależnione jest to od warunków, jakie zapewni im hodowca.
Im gorsze, trudniejsze warunki życia krów, tym hierarchia będzie bardziej skomplikowana. Zasadniczo krowy grupują się w stadka liczące dziesięć do dwunastu sztuk. Często są to na przykład rówieśnicy, którzy razem się wychowywali, razem byli odstawiani od mleka. Ta mała grupa zwierząt stanowi część większej grupy liczącej około siedemdziesięciu krów.
Na pastwisku
Szczególnie teraz, gdy rozpoczął się sezon wypasania krów, dobrze jest wiedzieć, która z krów w naszym stadzie jest liderką. Krowa dominująca pierwsza zaczyna się paść, inne podążają za nią. Kiedy przeprowadzamy stado na kolejną kwaterę, dobrze zadbać o to, aby liderka poszła za nami. Z pozostałymi krowami nie będzie problemu. Dominująca krowa, to najczęściej zwierzę starsze. Miejsce w hierarchii w stadzie zależy od wieku, charakteru, wielkości i wagi, a także tego, czy dana krowa posiada rogi. Stąd zwierzęta starsze przodują w grupie, a pierwiastki znajdują się u dołu hierarchii. Hierarchia nie jest stała, zwierzęta ciągle rywalizują o jej polepszenie albo o jej zachowanie. Najczęściej jeśli obserwujemy jakiś konflikt w stadzie, to walczą krowy o podobnej hierarchii. Jeśli wprowadzamy do stada nową sztukę, ustalanie hierarchii trwa około doby. Wprowadza to niepokój i tych krów stojących wyżej w hierarchii, i tych niżej, dlatego nie powinno się codziennie dopuszczać nowych krów. Lepiej zaczekać, aż świeżo wycielonych wieloródek i pierwiastek uzbiera się trochę i dopiero taką grupę wpuścić do stada.
Wbrew obiegowej opinii muczenie nie wpływa na ustalanie hierarchii w grupie, a jedynie sygnalizuje obecność krowy w danym miejscu. Dlatego najwięcej ryczą matki karmiące młode, krowy w rui, głodne osobniki oraz buhaje. Podobnie ma się sprawa z lizaniem, które jest tylko potwierdzaniem relacji łączącej dane osobniki, niż próbami wpływania na hierarchię w stadzie.
Droga na pastwisko, czy do hali udojowej zawsze stanowi miejsce zwiększonego ryzyka powstania uszkodzenia racic i kończyn krów. Dominujące krowy popychają i zatrzymują stado. Gwałtowne przepędzanie krów powoduje zwiększony strach zwierząt znajdujących się niżej w hierarchii – krowy nie mając odpowiedniej ilości czasu na ocenę podłoża i tego, gdzie postawić nogę, ulegają wypadkom. W takich sytuacjach może też dojść utraty ciąży.
W oborze
W oborze powinno być tyle miejsca, aby atakowana krowa mogła uciec i się schronić, a zwierzęta udające się do stołu paszowego, poidła i boksów legowiskowych mogły się mijać bezkonfliktowo. Krowa podporządkowana przejdzie obok dominującej tylko wtedy, gdy czuje się bezpiecznie, czyli ma zdrowe kończyny i racice, aby mogła uciec i ma przestrzeń do ewentualnej ucieczki. To dlatego w stadzie, gdzie są prawidłowe poidła i pasza podawana do woli, mogą się zdarzać krowy zagłodzone albo spragnione. Po prostu w oborze jest za mała przestrzeń życiowa, ostre zakręty przy poidłach, za wąskie korytarze, niezabezpieczone rury, które mogą ranić, śliska posadzka. Wszyscy znamy z naszych stad szczególnie wredne sztuki, które staną przy poidle nie dlatego, że chce im się pić, ale dlatego, aby nie dopuścić do niego innych zwierząt.
W szczególnie trudnej sytuacji są pierwiastki, które są mniejsze, nie znają wszystkich krów w stadzie i są nieśmiałe. Ze względu na hierarchię mogą jeść dopiero w drugiej kolejności, a przecież powinny jeść lepiej od wieloródek, bo nadal rosną. Jeśli warunki na to pozwalają, lepiej pierwiastki (przynajmniej do setnego dnia laktacji) utrzymywać osobno od wieloródek.
Często można zaobserwować w stadzie, że krowa zajmująca przedostatnie miejsce w hierarchii jest wyjątkowo agresywna w stosunku do krowy zajmującej ostatnią pozycję. Jedynym wyjściem z takiej sytuacji jest pozbawić taką krowę rogów, a przede wszystkim tak zorganizować karmienie i utrzymanie zwierząt, aby krowy nie musiały walczyć o miejsce przy stole paszowym, poidło czy miejsce do odpoczynku.
Należy również pamiętać, że niebezpieczeństwa czyhające na krowy nie zależą tylko od określonych miejsc, ale i okoliczności. I tak na przykład zmiana pogody wpływa na samopoczucie zwierząt i ich większą agresję i płochliwość, tak samo upały i uciążliwy mróz, mieszanie grup, zmianę paszy i osób obsługujących stado, duża ilość krów w rui w danym dniu, odłapywanie zwierząt do zabiegów zootechnicznych czy weterynaryjnych (korekcja racic, badanie na cielność).
Pamiętajmy: Jeśli nasze krowy są rogate, potrzebujemy dla nich więcej przestrzeni życiowej w oborze, szerszych korytarzy i przepędów, aby uniknąć zranień, urazów kończyn i racic.
Jak komfortowe warunki mają twoje krowy sprawdź na pierwiastkach: oceń wypełnienie żwacza (opiszę to w następnym artykule), ich produkcję mleka, wahania tej produkcji, szukanie przez pierwiastki odosobnienia.
Najbardziej „wrednym” zwierzętom usuń rogi albo je sprzedaj.
Iwona Prończuk
Krowom szczególnie agresywnym należy usunąć rogi. |
W oborze powinno być tyle miejsca, aby atakowana krowa mogła uciec i się schronić |
||
Trawa w rękawach
- Kategoria: Aktualności
- Opublikowano
- Super User
- Odsłony: 2730
![]() Rękaw z gotową kiszonką |
Kiszenie zielonek w rękawach foliowych jest coraz bardziej popularną metodą konserwacji pasz
Kiszenie pasz niskocukrowych, takich jak trawy i lucerna, szczególnie w sytuacjach nieoptymalnych warunków atmosferycznych, często nastręcza rolnikom wielu problemów. Przygotowanie kiszonki w rękawach foliowych likwiduje kłopoty zapewniając optymalne warunki zakiszania.
W hodowli wysokowydajnych krów zawsze bardzo dużą rolę odgrywa odpowiednia pasza. Pasze objętościowe są bardzo ważnym elementem żywienia bydła i dają duże oszczędności. Kiszenie pasz niskocukrowych, takich jak trawy i lucerna, szczególnie w sytuacjach nieoptymalnych warunków atmosferycznych, często nastręcza rolnikom wielu problemów przy przygotowaniu kiszonki. Niejednokrotnie pojawiają się problemy z zagrzewaniem paszy i psuciem się większych partii kiszonek. Sporządzanie kiszonek w rękawach foliowych oferuje bardziej optymalne warunki zakiszania i niweluje wiele problemów, które mogą się pojawić przy zakiszaniu pasz np. w tradycyjnym silosie lub na pryzmie.
Metoda zakiszania pasz w rękawach foliowych ta została wprowadzona w Polsce w 1997r. przez firmę BAG Polska (dawniej: AG BAG Polska), początkowo przy zakiszaniu prasowanych wysłodków buraczanych. Rolnicy szybko jednak dali się przekonać do zakiszania innych pasz i dziś z powodzeniem zakiszają też takie pasze jak np. trawy, lucerny, całe rośliny kukurydzy, LKS, CCM, całe ziarno kukurydzy, młóto browarniane, czy też wywar gorzelniczy.
Zakiszanie w rękawach foliowych odbywa się poprzez sprasowanie i wepchnięcie do rękawa foliowego przeznaczonej do zakiszania masy organicznej. W prasach silosujących Budissa Bagger elementem roboczym jest specjalnej konstrukcji rotor, który pozwala na bardzo mocne ubicie zielonki i równomierne wepchnięcie jej do rękawa, bez wzburzania tej partii paszy, która jest już w rękawie. Taki system, w odróżnieniu od innych dostępnych na rynku maszyn, gwarantuje bardzo mocne ubicie kiszonki, brak dostępu tlenu i co za tym idzie – bezpieczne, nawet całoroczne magazynowanie paszy.
Prasy silosujące charakteryzują się wysoką wydajnością i efektywnością pracy. Przykładowo prasa silosująca Budissa Bagger G7000, która pracuje z średnią wydajnością technologiczną ok. 70 t/h, zużywa ok. 0,50l oleju napędowego na tonę zakiszonego materiału. Warto nadmienić, że wspomniana wydajność technologiczna maszyny uwzględnia naturalne przestoje w pracy maszyny związane z dowozem i załadunkiem materiału kiszonkarskiego na stół paszowy. Wydajność techniczna (potencjalna, teoretyczna) jest dużo wyższa i sięga dla maszyny G7000 od 100 do 125t/h.
Podczas zakiszania stosuje się rękawy foliowe o pojemnościach od 50 do 350 ton, o długościach wynoszących 30, 45, 60, 75 i 90m i średnicy 1,65, 1,95, 2,40 lub 2,70m. To umożliwia zakiszanie w rękawach zarówno przez duże przedsiębiorstwa rolne, jak i przez średnie i mniejsze gospodarstwa indywidualne.
Nowością jest też zakiszanie pasz w tzw. rękawach bliźniaczych. Specjalny adapter zamontowany na prasie silosującej pozwala na pakowanie paszy jednocześnie do dwóch mniejszych, równolegle układanych rękawów. Ta metoda jest przeznaczona dla rolników indywidualnych, którzy wybierają dziennie stosunkowo niewielkie ilości paszy. Mniejsza powierzchnia wybierania z rękawa nie doprowadza bowiem do wtórnej fermentacji po otwarciu takiego silosu.
Podsumowując, zalety kiszenia w rękawach foliowych to przede wszystkim:
- bardzo dobre ubicie zakiszanej masy zielonkawej, co gwarantuje beztlenowe warunki zakiszania i prawidłowy przebieg procesu fermentacji,
- możliwość dodania i dobrego wymieszania środków kiszących podczas samego pakowania do rękawa,
- ograniczenie strat podczas zakiszania do minimum,
- bardzo dobra jakość i strawność paszy,
- znacznie mniejsza powierzchnia wybierania paszy - kiszonka nie psuje się podczas otwierania i wybierania paszy z rękawa,
- brak wycieku soków kiszonkowych,
- niewielkie koszty jednostkowe – dodatkowe nakłady na zakiszanie paszy w rękawie są przynajmniej częściowo (a często całkowicie!) rekompensowane przez prawie całkowite ograniczenie strat powstających normalnie przy zakiszaniu,
- duża elastyczność w zakresie rodzaju zakiszanej paszy oraz miejsca położenia rękawa.
Marta Kashyna, BAG Polska
Firma BAG Polska oferuje zarówno prasy silosujące, rękawy, jak i usługi zakiszania pasz w rękawach foliowych na terenie całego kraju.
Fot. BAG POLSKA
Rękawy bliźniacze |
![]() Zakiszanie pasz w rękawach bliźniaczych |
![]() |
|
Pole u Pana Sawy – Pokazy Makowsko 29 kwiecień 2010
- Kategoria: Aktualności
- Opublikowano
- Super User
- Odsłony: 1232
Pole u Pana Sawy – Pokazy Makowsko 29 kwiecień 2010
Uprawa pola oszczędności na nawigacji:
- oszczędności 1,25h co stanowi:
- oszczędność 12,3% przejazdów na danym polu
- oszczędności na paliwie 225PLN (2,94PLN/ha)
- oszczędności na czasie pracy pracownika 25PLN (0,33PLN/ha)
- nie uwzględniano oszczędności wynikającej z amortyzacji sprzętu w ciągu 1,25h oraz możliwości szybszego wykonywania kolejnych prac w gospodarstwie czyli zwiększenia wydajności maszyny.
Razem: 250PLN (3,26PLN/ha)
Siew oszczędności na nawigacji:
- oszczędności 0,22h co stanowi:
- oszczędność 1,7% przejazdów na polu
- oszczędność na materiale siewnym 83,84PLN (1,09PLN/ha)
- oszczędności na paliwie 27,72PLN (0,36PLN/ha)
- oszczędności na czasie pracy pracownika 4,4PLN (0,06PLN/ha)
- nie uwzględniano oszczędności wynikającej z amortyzacji sprzętu w ciągu 0,22h oraz możliwości szybszego wykonywania kolejnych prac w gospodarstwie czyli zwiększenia wydajności maszyny. Oraz nie uwzględniono oszczędności wynikających z prawidłowego założenia ścieżek technologicznych które będą powodowały oszczędności przy każdym kolejnym zabiegu wykonywanym na polu poprzez redukcje zakładek (przy wysiewie nawozów pogłównie, ochronie plantacji).
Razem: 115,96PLN (1,51PLN/ha)
Nawożenie pola oszczędności na nawigacji:
- oszczędności 0,3h co stanowi:
- oszczędność 9,5% przejazdów na polu dzięki prowadzeniu równoległemu
- oszczędność 5,4% masy nawozowej na polu dzięki automatycznej zmianie szerokości roboczej rozsiewacza nawozów
- 8,7% powierzchni pola zostało prawidłowo nawiezione bez wykonywania zakładek na zawężonych pasach roboczych i klinach pola dzięki technologii automatycznej zmiany szerokości roboczej rozsiewacza
- oszczędność na masie nawozowej dzięki nawigacji równoległej 4248PLN (55,41PLN/ha)
- oszczędność na masie nawozowej dzięki automatycznej zmianie szerokości roboczej rozsiewacza 2442,39PLN (31,86PLN/ha)
- oszczędności na paliwie 13,5PLN (0,18PLN/ha)
- oszczędności na czasie pracy pracownika 6PLN (0,08PLN/ha)
- nie uwzględniano oszczędności wynikającej z amortyzacji sprzętu w ciągu 0,3h oraz możliwości szybszego wykonywania kolejnych prac w gospodarstwie czyli zwiększenia wydajności maszyny. Jak również nie uwzględniono oszczędności dzięki zmiennemu wysiewowi dawki nawozów w obrębie pola VRA ponieważ jest to kwestia traktowania i poprzedniego nawożenia pola a nie kwestia oszczędności wynikająca bezpośrednio z nawigacji GPS.
Razem: 6709,89PLN (87,53PLN/ha)
Łączne oszczędności przy zastosowaniu nawigacji GPS przy wszystkich zabiegach które były prezentowane i zastosowane w tych maszynach to: 7075,85PLN (92,30PLN/ha)
Czyli prezentowany system w warunkach takich jak na prezentowanym polu zwróci się po przepracowaniu 400ha, tylko na oszczędnościach generowanych bezpośrednio na nawigacji równoległej GPS nie uwzględniając pochodnych typu: zmienne dawkowanie nawozów na polu VRA, zmienna gęstość siewu, automatyczna kontrola szerokości roboczej maszyn, zmiennej dawki azotu na polu, i innych technik związanych z wykorzystaniem GPS. Jak również nie uwzględniono lepszej amortyzacji maszyn, szybszego wykonywania zabiegów z możliwością wcześniejszego skierowania maszyn do innych zadań.
![]() |
|||
Mleczny gigant
- Kategoria: Aktualności
- Opublikowano
- Super User
- Odsłony: 1172
![]() Dariusz Sapiński, prezes zarządu Grupy Kapitałowej Mlekovita (w środku) wraz z gośćmi wznosi toast na Międzynarodowym Święcie Mleka w Kaliningradzie. Toast wznoszony mlekiem oczywiście. |
Wyniki Mlekovity za pierwszy kwartał tego roku
Doskonałe wyniki, jakie odnotowywała Mlekovita w ciągu pierwszego kwartału br roku w stosunku do roku 2009 pozwalają z optymizmem patrzeć w przyszłość.
Zasadniczym czynnikiem mającym wpływ na uzyskanie wysokiego wzrostu przychodów ze sprzedaży była realizacja założonej strategii rozwoju. Zaowocowała ona ponad 32% wzrostem przychodów w stosunku do roku ubiegłego, 22% wzrostem skupu mleka, a także znacznym zwiększeniem zatrudnienia.
- Wyniki osiągnięte w I kwartale 2010 r. są dla nas satysfakcjonujące. Cieszymy się z rezultatów, jakie udało nam się wygenerować w obliczu istniejącej sytuacji na rynku. Jesteśmy przekonani, że podejmowane działania gwarantują silną i stabilną pozycję Mlekovity jako lidera na rynku mleczarskim. Wyniki pierwszego kwartału oznaczają bez wątpienia bardzo obiecujący początek roku – mówi Dariusz Sapiński, prezes zarządu Grupy Kapitałowej Mlekovita.
Na fali sukcesu wysokomazowiecka spółdzielnia przygotowała obchody Międzynarodowego Święta Mleka, które odbyło się 23 maja w Kaliningradzie. Mistrzostwa w Piciu Mleka, konkursy, występy gwiazd były głównymi atrakcjami tej imprezy. Festyn zgromadził tysiące mieszkańców Kaliningradu. Liczne atrakcje wprawiły przybyłych w doskonały nastrój. Oprócz różnorakich konkursów o tematyce mleczarskiej i degustacji produktów, na scenie wystąpiły gwiazdy regionu kaliningradzkiego oraz rosyjskiej estrady m.in. zespół „Fabrika”, a także zespoły pieśni i tańca z Polski.
W tegorocznych obchodach Święta Mleka licznie wzięli udział przedstawiciele rządu strony rosyjskiej, przedstawiciele polskich i rosyjskich organizacji branżowych oraz przedstawiciele partnerów biznesowych Mlekovity.
opr. mb
fot. Mlekovita
![]() |
|||
Rzeczpospolita babska
- Kategoria: Aktualności
- Opublikowano
- Super User
- Odsłony: 2458
Anna Choińska, wychowana w B-stoku, szczęście znalazła na wsi. |
Mieszkasz na wsi i marzysz o przeprowadzce do miasta? Dobrze się zastanów!
Trzy kobiety. Trzy wychowane w mieście. Każda z nich związała swoje życie z rolnikiem, a decyzja ta odmieniała je na zawsze. I wszystkie jednym głosem mówią, że innego życia sobie nie wyobrażają. Czym panie urzekła wieś?
Agnieszka Jarmocik
Miłość do Mirosława okazała się kluczem do wielkiej mlecznej przygody w życiu Agnieszki Jarmocik. Od tej znajomości wszystko się zaczęło. I prężnie rozwija się do dzisiaj. Od momentu kiedy ostatni raz gościliśmy panią Agnieszkę na łamach Podlaskiego AGRO minęły cztery lata, ale jej zapał i zawzięcie w dążeniu do wyznaczonych celów ani trochę nie przygasły.
Historia z wsią pani Agnieszki zaczęła się w zasadzie wraz z wizją życia u boku poznanego rolnika – Mirosława. Gospodarstwo, które pan Mirosław przejął po rodzicach w 1993r. liczyło wówczas zaledwie 11 ha. W gospodarstwie było kilka krówek, świnek, kurek - wszystkiego po trochu. Wówczas za namową pani Agnieszki, małżeństwo nastawiło się na gospodarstwo mleczne. Już w 2001r. byli w posiadaniu 80 krów i nowej obory. Wraz z zakupem nowych ciągników i maszyn gospodarstwo rosło w siłę. Wraz z nim pasja i zainteresowanie pani Agnieszki. Największą nagrodą za jej ciężką pracę były efekty. Namacalne i widzialne gołym okiem. W niespełna dwa lata powstała druga obora. Dzisiaj ich gospodarstwo to 500 ha ziemi i ok. 300 sztuk bydła mlecznego. Trzeba też przypomnieć, że z zawodu nasza bohaterka jest pielęgniarką. I właśnie z pracy w tym zawodzie zrezygnowała na rzecz pracy w gospodarstwie.
- Nie zawsze było kolorowo. Na wszystko trzeba było ciężko pracować, często wyrzekając się wielu przyjemności - mówi nasza bohaterka.
Pani Agnieszka na początku swojej przygody z wsią sama jeździła ciągnikiem. Nie stroniła od żadnych, nawet najcięższych zajęć. Na dzień dzisiejszy zajmuje się pilotowaniem pracowników, całą „papierologią” i obserwacją stada.
- Nawet najlepiej skomputeryzowany system nie jest w stanie zastąpić obserwacji człowieka - mówi.
Coraz większe stado, to coraz większa odpowiedzialność. Pomimo wielu obowiązków, związanych zarówno z prowadzeniem gospodarstwa, jak i wychowywaniem trójki dzieci, Agnieszka Jarmocik znajduje też czas dla siebie. Ale przede wszystkim dla swoich pociech, dzięki pracownikom, którzy w każdych zajęciach mogą małżeństwo zastąpić. W weekendy aktywnie spędzają czas na basenie bądź poddają się zakupowemu szaleństwu. Nasza bohaterka, obok pracy z krówkami, które z czasem wydają się jej coraz bardziej fascynujące, bardzo lubi pracę z ludźmi. Kontakt z żywieniowcami, przedstawicielami handlowymi sprawia jej dużą przyjemność. Jak sama zauważa – żeby być dobrym rolnikiem samo doświadczenie nie wystarczy, trzeba jeszcze mieć wiedzę, wykształcenie. Najstarszy z trójki pociech, 14-letni syn pani Agnieszki interesuje się mechanizacją i poważnie bierze pod uwagę możliwość przejęcia gospodarstwa po rodzicach.
- Dzisiaj to już jest zupełnie inna praca niż wtedy, gdy zaczynaliśmy z mężem – wspomina pani Agnieszka.
Od trzech lat bazują na tej samej ilości krów, uczą się ich profilaktyki i ewentualnego leczenia. Wieś się zmienia w zatrważającym tempie, ale pani Agnieszka dotrzymuje kroku tym zmianom. Wspólnie z mężem orientują się w najnowszych technologiach i śledzą specjalistyczną prasę.
W tym roku cała rodzina wyjechała na pierwszą wspólną 7-dniową wycieczkę. Pani Agnieszka na samo wspomnienie radośnie się uśmiecha. Ta radość jest o tyle większa, że małżeństwo nie miało podróży poślubnej. Więc na taki czas spędzony całą rodzina, poza domem czekała z utęsknieniem.
Bożena Matys
Bożena Matys od kilkunastu lat zamieszkuje z rodziną w miejscowości Rumejki. Wychowywała się w Białymstoku. Co więc przygnało ja na wieś? Przypadek, zrządzenie losu - można by powiedzieć. Choć nie do końca. Bo losy pani Bożeny ze wsią były związane jeszcze wcześniej. Korzenie jej rodziny związane są z Klewinowem, czyli nomen omen, wsią położoną nieopodal Rumejek. Tam mieszkali jej dziadkowie, dopiero rodzice pozostawili wieś i przenieśli się do stolicy województwa. Ale pani Bożena rok rocznie była wysyłana na wieś na wakacje. I zawsze się jej tam czas spędzany bardzo podobał. Choć pewnie wówczas nie mogła się domyślać, że los tak pokieruje jej życiem, że jako dorosła kobieta zamieszka całkiem niedaleko od miejsca, gdzie spędzała miłe dziecięce chwile.
Kilka lat później pani Bożena, pracująca w jednym z zakładów odzieżowych, została poproszona by być starszą na ślubie koleżanki z pracy. Starszy zawrócił pani Bożenie w głowie i zanim się obejrzała, została jego żoną i zamieszkała w jego rodzinnych Rumejkach. I tak żyje tu od 16 lat.
- Zawsze marzyłam o własnym domu i tu to marzenie się spełniło - podkreśla. - Mam tu mnóstwo przestrzeni, świeże zdrowe powietrze i wielką satysfakcję, bo na wsi jak nigdzie indziej, można poczuć jaka to radość budować wszystko od podstaw, od małego ziarenka.
Tuż po ślubie, jeszcze przez kilka lat, pani Bożena próbowała łączyć swoje obowiązki z pracą w mieście, ale na dłuższą metę się nie dało. Dziś mówi, że jedyny minus jej miejsca zamieszkania, to odległość od kina na przykład. Każdy taki wyjazd to wyprawa.
- Nie można wmawiać innym, że praca na wsi należy do lekkich, bo tak nie jest - mówi. - Ale jej ogromnym plusem jest to, że jak się nie ma ochoty, to można z nią poczekać, odłożyć na bok. Nie tak jak pracę na etacie, do której trzeba iść i już. Decyzja o tym, gdzie mieszkać musi być indywidualna, ja podjęłam swoją i jestem zadowolona.
Doceniali ją i mieszkańcy Rumejek, którzy panią Bożenę wybrali na swego sołtysa.
Anna Choińska
Jak często zdarza się taki zbieg okoliczności, że nie znający się wcześniej drużbowie, zakochują się w sobie? Niby rzadko. A tu przedstawiamy Państwo drugą już taką historię i to w jednym artykule. Widocznie kawalerowie z Rumejek mają w sobie nieodparty urok osobisty.
Anna Choińska wychowywała się w Białymstoku, na Wygodzie. Po szkole rozpoczęła pracę w fabryce dywanów. I też, podobnie, jak pani Bożena, została poproszona przez koleżankę na starszą. Jej towarzyszem był Bogdan Choiński, który tak ją urzekł, że została jego żoną i dla niego zostawiła miasto.
- To nie była żadna trudna decyzja - opowiada pani Ania. - Ja zawsze miałam coś takiego w sobie, że kochałam wieś i marzyłam żeby wieść na niej życie.
Rozstanie z miastem, w tym przypadku nie było natychmiastowe Po urodzeniu dzieci, pani Ania wróciła jeszcze na trzy lata do pracy, ale okres ten nie wspomina najlepiej.
- Można powiedzieć, że to była mordęga - wyjaśnia. - Rano jechałam do pracy, a wiadomo, że po powrocie, zawsze czekały na mnie obowiązki i domowe i „polowe”. Do tego dzieci były małe. W końcu podjęłam decyzję, że nie ma co dłużej się męczyć. W pracy były redukcje etatów, zgłosiłam się na ochotnika i muszę powiedzieć, że to była bardzo dobra decyzja.
Pani Ania, razem z mężem prowadzą 50-hektarowe gospodarstwo. Pracy tu rzecz jasna nie brakuje, ale...
- Poza okresem prac sezonowych, zajęta jestem tylko rano, a później mam czas dla siebie, jestem panią swego czasu, nikt nade mną nie chucha. Mam ochotę - pracuję w ogródku, nie mam, to czytam sobie gazetę - mówi.
Tak, bywają dni, kiedy jest naprawdę ciężko. Choć, jak podkreśla pani Ania, to, co jest dzisiaj nijak nie można porównać do pierwszych lat jej życia na wsi.
- Teraz są udogodnienia, maszyny, mechanizacja - wyjaśnia. - Kiedy zamieszkałam w Rumejkach tak nie było. Większość rzeczy robiło się ręcznie.
Pani Anna jest niezwykle energiczną osobą, wyprawa do miasta to dla niej żaden problem.
- No bo niby jaki to kłopot? - mówi. - Teraz kiedy przez wieś przebiega linia komunikacji miejskiej? A jak nie, to zawsze syn, czy mąż mogą mnie zawieźć. My zresztą jako rodzina często wyjeżdżamy.
Uważa się, że prowadzenie gospodarstwa, w którym hoduje się krowy mleczne to uwiązanie, ale zwyczaje rodziny Choińskich, temu zaprzeczają. Oczywiście, że zwierząt nie zostawi się samym sobie, ale są sąsiedzi, rodzina, oni zawsze pomogą.
- Więcej, obcy lepiej dopilnuje wszystkiego niż my sami, bo się bardziej stara - żartuje pani Ania. - Bardzo lubię aktywnie spędzać czas, mam tu grono koleżanek, często się spotykamy, jeździmy rowerami, robimy grilla. Ale uwielbiam też te chwile, gdy wieczorem robię sobie kawę i mogę usiąść w altance, posłuchać śpiewu ptaków. W mieście na to szans by nie było.
tekst: Małgorzata Sawicka, Weronika Dojlida
Fot: M.Sawicka, A.Niczyporuk
Agnieszka Jarmocik wraz z mężem prowadzi 500-hektarowe gospodarstwo |
Bożena Matys- sołtys Rumejek |
||