Aktualności

Na wysoki połysk


Ryszard Borawski, to pierwszy rolnik w gm. Szczyczyn, który zamontował w swoim gospodarstwie schładzalnik mleka. Ten, przy którym pozuje to całkiem nowa sztuka, zamontowana w przeddzień przygotowania tego artykułu

Gospodarstwo Agnieszki i Ryszarda Borawskich…


Miejscowość Niedźwiedzke w gminie Szczuczyn. Wjeżdżając do wsi, w oczy rzuca się piękna nowa obora, a naprzeciwko niej dom z błękitną elewacją. Nie mieliśmy wątpliwości, że trafiliśmy pod właściwy adres – do Agnieszki i Ryszarda Borawskich – miejscowych liderów w produkcji gospodarstwa i właścicieli niezwykle nowoczesnego i zadbanego gospodarstwa.

Gospodarze witają nas już w progu. Choć chce się zwlekać z wejściem do domu, by choć jeszcze przez chwilę rozejrzeć się po tym pięknym podwórku. Obejście wokół domu, obory – wszystko pokryte polbrukiem. Na środku tzw. rondo – „wyspa zieleni”, na której gospodarze posadzili krzewy. Za domem oczko wodne, a nad nim malowniczy mostek. Altanka, grill, drewniany bocian, ozdobna studzienka z kamieni – otoczenie domu bije po oczach dbałością o każdy szczegół. Nie dziwi zupełnie fakt, że rolnicy ci w tym roku wytypowani zostali do wzięcia udziału w Agrolidze. Dziwi, że nie wygrali. Jestem pewna, że następnym razem…

Od dwudziestu lat rządy w gospodarstwie sprawują małżonkowie – Agnieszka i Ryszard. Wcześniej było ono prowadzone przez rodziców pana Ryszarda. Już oni przewidująco z pospolitego wielokierunkowego gospodarstwa zaczęli przekształcać je w specjalistyczne, ukierunkowane na produkcję mleka.

Schemat jego rozwoju wyglądał podobnie, jak w wielu przypadkach tego typu. Po pierwsze poprzez dokupowanie działek rolnych, gospodarstwo stopniowo zwiększało swoją powierzchnię. Z ok. 40 hektarów do dzisiejszych ponad 80. Analogicznie rzecz wyglądała ze stadem. W gospodarstwie było zawsze kilkanaście sztuk bydła. Obecnie stado Borawskich liczy sobie 60 krów dojnych (100 sztuk ogólnie). Dojone są na hali udojowej 5+5. Udój zajmuje gospodarzom półtorej godziny

Przed rokiem w gospodarstwie przybyła nowoczesna, funkcjonalna i spełniająca wszelakie normy obora wolnostanowiskowa.

- Zrobiliśmy to przede wszystkim dla siebie – mówi pani Agnieszka. – Żeby było nam lżej.

Wcześniej bydło było utrzymywane w starych zabudowaniach, w systemie uwiązowym.

- Też nie było źle – ocenia gospodyni. – Mieliśmy tam zamontowany zgarniacz obornika. Staraliśmy się dbać o nasz komfort. Mąż jako pierwszy w gm. Szczuczyn zamontował schładzalnik do mleka, by umożliwić mleczarni odbiór bezpośredni surowca. Ale były i minusy. Do starej obory nie było możliwości wjazdu paszowozem, a co za tym idzie paszę trzeba było rozwozić taczką.

- I prawdę mówiąc mieliśmy tego dosyć – wspomina pan Andrzej. – Jak się wyszło rano do obory, tak wracało do domu około jedenastej. Dnia nie starczało.

Borawskim trafiła się okazja zakupu działki położonej niemal naprzeciwko domu. Oczywiście skorzystali. Jednak, jak to w życiu bywa, wraz za odrobiną szczęścia, idzie sporo pecha. Procedury związane z budową ciągnęły się aż trzy lata. Jednak, jak to w życiu bywa, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ten zastój finalnie przysłużył się rolnikom, którzy dzięki temu uniknęli zakupów materiałów budowlanych w najmniej korzystnym dla nich czasie. Już niedługo – pod koniec grudnia – będzie miała miejsce pierwsza nieformalna rocznica uruchomienia nowej obory. Rolnicy, jak mówi, bardzo wyraźnie odczuli zmiany.

- Teraz wchodzimy do obory na półtorej godziny i po sprawie – mówi gospodarz. – Przy starych zabudowaniach było to kilka dobrych godzin pracy. Każde zwierzę było karmione oddzielnie, a tu wszystkie razem. Co dla mnie było ważne, montaż rusztów, przy których nie stosuje się słomy jako ściółki, pozbawił mnie obowiązku wywozu obornika.

- Jest też lżej – dodaje żona. – Dój przeprowadza się w pozycji stojącej i kręgosłup tak nie cierpi.

Obora była zbudowana w części ze środków własnych oraz został na ten cel zaciągnięty kredyt preferencyjny.

Po budowie obory rolnicy nie zaprzestali realizacji kolejnych inwestycji. Otoczenie obory, jak i podwórko wokół domu, zostały wyłożone polbrukiem. W przeddzień naszego przyjazdu wymieniony został na nowy schładzalnik na mleko. Borawskim udało się również wymienić cały park maszynowy. Zanim sięgnęli po fundusze unijne w postaci Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, przeszli na VAT i kupowali maszyny ze środków własnych, występując o zwrot podatku. Skorzystali z działania „Modernizacja Gospodarstw Rolnych”, wykorzystując niemal w całości pulę przysługującą jednemu gospodarstwu – 600 tys. zł. Najpierw musieli zgromadzić środki własne, by po zakupie sprzętu wnioskować o zwrot, w ich przypadku, 60 % kosztów kwalifikowanych zakupów. Dzięki odwadze udało im się kupić ciągnik, bielarkę, owijarkę do bel, pług obrotowy.

Na ich drodze rozwoju nie zabrakło przeszkód. Najgorsza, jaka im się przytrafiła, to zarażenie pokaźnej części stada białaczką. W takich przypadkach, służba weterynaryjna odbiera krowy, wypłacając rolnikom odszkodowanie. Niestety, do najwyższych nienależące. Nie było łatwo, ale rolnikom udało się odbudować stado i wrócić do równowagi. Z problemem choroby pożegnali się już na dobre.

Choć rolnicy z chęcią inwestują w nowoczesną technologię, by ułatwić sobie życie, do coraz modniejszych robotów udojowych oraz innych obsługujących gospodarstwo, mają ostrożne podejście.

- Wiadomo, że taki robot wymaga selekcji wśród zwierząt, a przecież tak dobrane stado nie jest wieczne i wciąż pojawiają się w nim młode sztuki. A takie trudno zmusić do wejścia do hali udojowej, a co mówić, zachęcić do wchodzenia do robota – mówi pani Agnieszka.

Inwestycja, ich zdaniem, ciągle jeszcze należy do astronomicznie drogich, a pieniądze, jakie trzeba wydać na ten cel, wystarczyłyby na zatrudnienie dodatkowych pracowników do pomocy przy doju. A czas uzyskany w ten sposób przeznaczyć na tak wyczekiwany przez rolników wypoczynek. Choć z drugiej strony każde z nich przyznaje, że stada pod opieką obcych raczej by nie zostawili.

W tym roku Borawscy mieli swoją przygodę z konkursami ogólnokrajowymi. Wzięli udział w Agrolidze. Brak laurów nie zniechęcił ich do stawami w szrankami z innymi najlepszymi gospodarzami. Dlatego przymierzają się do wzięcia udziału w innym ogólnopolskim konkursie „Bezpieczne Gospodarstwo Rolne”.

- Wydaje nam się, że to naprawdę dobry moment – mówi pani Agnieszka. – Nowe maszyny w gospodarstwie, nowa obora, o otoczenie też zdążyliśmy zadbać. Choć oczywiście zawsze znajdzie się coś do poprawienia.

Wiosną zaplanowane są prace związane z elewacją budynków znajdujących się wokół domu. Borawscy chcą, by pasowały one do obory. W planach są także prace związane z ogrodem. Tak, by wszystko było na wysoki połysk…

Tekst: Małgorzata Sawicka

Fot. Sebastian Rutkowski


60 krów Borawscy doją w hali udojowej 5+5. Zajmuje im to zaledwie półtorej godziny