Aktualności

Budowane z rozmachem


Władysław Zinczuk prezentuje wnętrze obory

Z zamiłowaniem prowadzą swoje gospodarstwo – Ludmiła i Władysław Zinczuk z Końcowizny


Końcowizna koło Suraża to maleńka wioseczka. Większość domów stoi tu już pusta, a wjeżdżając można odnieść wrażenie, że czas się zatrzymał. Ale nie wszędzie...

Nie znana jest dokładna data powstania tej wsi. Pierwsze wzmianki o istnieniu tu drobnoszlacheckiego dworu rodziny Borkowskich pochodzą z 1652r. Jednak to nie historia rodziny Borkowskich będzie tą, o której chcemy opowiedzieć. Lecz Ludmiły i Władysława Zinczuków. Nie będziemy więc cofać się do XVII wieku, a zaledwie do 1990r., kiedy to bohaterowie artykułu przejęli gospodarstwo po rodzicach, by zmienić przez lata jego oblicze. Do dyspozycji mieli wówczas 18 ha. Niewiele, ale podwaliny były całkiem solidne. Gospodarstwo już wtedy było nastawione na produkcję mleka. Wyposażone w nowoczesną, jak na te czasy oborę uwięziową z dojarką konwiową i stołem paszowym. A w niej całkiem pokaźna ilość 14 krów.

Przez minione dwudziestolecie stado bydła należące do małżeństwa Zinczuków znacznie zwiększyło swoje rozmiary, osiągając na dzień dzisiejszy niebagatelną ilość 180 sztuk! Wraz z nim rosła i powierzchnia gospodarstwa. Dziś rolnicy mogą się pochwalić areałem 110 ha wraz z dzierżawami. Rok 2000 był rokiem wielkich inwestycji. Wówczas zbudowana została nowoczesna obora wolnostanowiskowa, rozbudowana w ubiegłym roku. Wyposażona jest ona w halę udojową typu rybia ość 2x6.

- Dzięki tej inwestycji praca przy zwierzętach jest lżejsza - mówi pani Ludmiła. - Tym bardziej, że w ubiegłym roku w oborze zainstalowaliśmy zgarniacze do obornika, który wcześniej usuwany był przy pomocy tura. Wiadomo, że w tak dużym gospodarstwie trzeba pomocy, nie jesteśmy w stanie poradzić sobie własnymi siłami. Pomaga nam rodzina i znajomi. Często też w zamian za świadczone usługi, mamy pomocników w czasie natężonych prac polowych.

Ogromne nakłady finansowe, jakie siłą rzeczy musiały być włożone w gospodarstwo, nie wzięły się z niczego. Zinczukowie są przykładem osób, które nie boją się sięgać po nowe. I nie straszne im były i kredyty preferencyjne, i wszelkie programy unijne.

- Korzystaliśmy najpierw z kredytów, począwszy od „Młodego Rolnika” - podkreśla pani Ludmiła. - Cały czas korzystamy też z programów unijnych, począwszy od SAPARD-u, potem SPO, a teraz PROW.

Podczas rozwoju gospodarstwa, powiększania parku maszynowego, czy budowy obory właściciele korzystali z wielu możliwości i szans jakie stawia przed polską wsią Unia Europejska i wszelkiego rodzaju programy wsparcia. Początkowo z pewną dozą niepewności i strachu - jak zawsze kiedy ma się styczność z czymś nowym. Z czasem jednak dostrzegając ogromną szansę przekształcania gospodarstwa, inwestycji w nowe maszyny i łatwość w dążeniu do zadowalającego efektu.

Jako jedni z nielicznych, namówieni przez doradcę rolnego, sięgnęli jeszcze po środki przedakcesyjne. Łatwo nie było, bo trzeba było wówczas dostosować gospodarstwo do wymaganych unijnych standardów.

- Przy tak dużych pieniądzach obawy zawsze są - podkreśla pan Władysław. - Ale z drugiej strony nie ma innego wyjścia, jeśli chce się zmodernizować gospodarstwo, rozwijać się, iść do przodu. Maszyny są tak drogie, że bez pomocy programów unijnych nikt nie byłby w stanie ich kupić. A przecież bez maszyn dziś ani rusz.

I tak przez lata w parku maszynowym Zinczuków przybywały kolejne maszyny i urządzenia, m.in.: dwa ciągniki, przyczepa samozbierająca, prasa rolująca, rozrzutnik, wyposażenie dojarni.

- Kredyty preferencyjne były natomiast bardzo pomocne przy zakupie gruntów ornych. Bez tego nie mielibyśmy na to szans - podkreśla gospodarz.

To, co przykuwa uwagę na pierwszy rzut oka w salonie Ludmiły i Władysława Zinczuków, to ogromna ilość pucharów.

- Dostaliśmy je za ilość i jakość mleka, które uzyskujemy – zaspokaja ciekawość Władysław. - Prawie we wszystkich latach zajmujemy miejsce na podium, wśród trzech największych dostawców do mleczarni.

Przed rolnikami z Końcowizny jeszcze wiele wyzwań, sfinalizowanie jednego z działań PROW, a gospodyni marzy się działalność agroturystyczna.

- Zostaje jeszcze remont domu... nam pracy nigdy nie zabraknie - mówi pani Ludmiła.

Wcześniej jednak Władysław i Ludmiła Zinczukowie mają do zrealizowania inny plan - powierzono im rolę starostów tegorocznych Dożynek Wojewódzkich.

fot. i tekst: Weronika Dojlida


Wolnostanowiskowa obora, wybudowana w 2000r., to duma rolników z Końcowizny